FELIETON: Szklane drogi

opublikowano: 26 sierpnia 2016
FELIETON: Szklane drogi lupa lupa
fot. Radosław Górecki, zastępca redaktora naczelnego "Gazety Bankowej"

Tysiące kilometrów kwadratowych powierzchni ulic miast pokrytych panelami słonecznymi. Humbug czy spełniony sen ekologów?

Kilka lat temu szwedzki artysta Karl Jilg stworzył ciekawą ilustrację: przedstawia ulicę w mieście, którą zastąpiono bezdenną otchłanią. W takim ujęciu chodniki stały się wąskimi półkami, a przejścia dla pieszych zawieszonymi nad przepaścią mostkami. To proste w założeniu przedstawienie tematu uświadamia, jak wiele miejsca w miastach zajmują ulice. To rozpala wyobraźnię.

A gdyby tak wykorzystać ulice do produkcji energii elektrycznej, pokryć je panelami słonecznymi i zmienić w gigantyczne elektrownie? Szaleństwo? Być może, ale właśnie na taki pomysł wpadło małżeństwo Julie i Scott Brusaw z małej mieściny Sandpoint w amerykańskim stanie Idaho. Wymyślili sześciokątne, szklane panele, które oprócz tego, że będą mogły produkować energię elektryczną, będą także podgrzewać drogę lub chodnik – dzięki temu śnieg lub lód stopi się i odpada koszt odśnieżania. Ale to nie wszystko – panele mają też wbudowane diody LED, dzięki czemu mogą wyświetlać na drodze pasy ruchu lub komunikaty. Panelami można pokryć plac i dzięki diodom zmieniać go w zależności od potrzeb: w boisko do piłki nożnej lub koszykówki. Część paneli może też reagować na obciążenie. Po co? Wyobraźmy sobie, że do ulicy zbliżają się dzieci. Zatrzymując się przed przejściem dla pieszych, naciskają na panele. Dzięki wbudowanej elektronice nadjeżdżające samochody zobaczą komunikat, że trzeba zwolnić. Oczywiście panele zbudowane są z materiałów pochodzących z recyklingu. Wszystko wygląda, jak spełniony sen ekologów.

Marzenie Julie i Scotta Brusawów okazuje się też całkiem niezłym biznesem. Przynajmniej na razie, bo biznesem dotowanym. Zaczęli w 2009 r. Założyli firmę Solar Roadways Incorporated. Jak sami przyznają, początkowo ich pomysł był ideą, snem. Dziś staje się rzeczywistością. Przekonali do swojego pomysłu amerykański Departament Transportu. W ten sposób pozyskali od rządu USA pierwsze 100 tys. dol. Rok później wygrali konkurs organizowany przez koncern GE i pozyskali kolejne 50 tys. dol. W 2011 Departament Transportu przyznał firmie kolejne 750 tys. dol. W ten sposób idea niczym z filmów fantastycznonaukowych zaczynała stawać się rzeczywistością.

Powstały pierwsze prototypy paneli, pojawiło się zainteresowanie mediów. O pomyśle napisały niemal wszystkie najważniejsze tytuły w USA, a dzięki internetowi i mediom społecznościowym o idei dowiedział się cały świat. Solar Roadways wykorzystało rozgłos i zdecydowało się na kampanię crowdfudingową na popularnym serwisie Indiegogo. Zakładali, że potrzebują miliona dolarów. Efekt? Firmie udało się zebrać ponad 2,2 mln dol. i przekonać do swojego pomysłu blisko 50 tys. fundatorów.

Wraz z rosnącą popularnością pomysłu Julie i Scotta Brusawów w sieci zaczęło pojawiać się coraz więcej krytyków. Wśród nich znaleźli się znani i popularni naukowcy. Zaczęli wykazywać słabe strony projektów. Często padają określenia, że pomysł jest przekrętem, że wiara nie spowoduje, że coś zadziała. Zdaniem krytyków pomysł jest zbyt skomplikowany i kosztowny. Za dużo tu kwestii bez odpowiedzi: nie ma dowodów, że ledowe diody będą widoczne w ciągu dnia, że energia pozyskana z paneli będzie wystarczająca, nie ma badań pokazujących, w jaki sposób szklane panele wpłyną na drogę hamowania samochodów, że wciąż nie udowodniono, jak trwałe są panele i wreszcie, że produkcja takich dróg będzie zbyt kosztowna.

Warto w tym miejscu zauważyć, że Julie i Scott Brusawowie nie są jedyni. Pomysł na solarne drogi pojawił się również w Europie. W Holandii, niedaleko Amsterdamu, firma SolaRoad zbudowała zaledwie 70-metrową ścieżkę rowerową pokrytą panelami słonecznymi. I okazało się, że produkuje ona więcej energii, niż się spodziewano. Ale jest jeszcze Francja i jej zapowiedź wybudowania tysiąca kilometrów dróg pokrytych panelami fotowoltaicznymi, które mają zapewnić w ciągu najbliższych pięciu lat energię elektryczną dla milionów ludzi. Podobne pomysły chcą realizować firmy w Niemczech.

Marzenie, które staje się rzeczywistością – tak o solarnych drogach mówią ich twórcy. Krytycy mówią o wielkim przekręcie i nierealnych marzeniach. Ale jeśli solarne drogi nie są przekrętem dotowanym przez rządy, to rzeczywiście stoimy u progu rewolucji.


Autor: Radosław Górecki, zastępca redaktora naczelnego "Gazety Bankowej"

 

Zaloguj się, by uzyskać dostęp do unikatowych treści oraz cotygodniowego newslettera z informacjami na temat najnowszego wydania

Zarejestruj się | Zapomniałem hasła