Chiński smok gospodarczy trafiony wirusem



Spadek PKB, rosnące bezrobocie, regularnie powracające drakońskie pandemiczne obostrzenia, krach rynku nieruchomości – chińskiej gospodarce nie brakuje problemów. Nadzieje, że ruszy ona z kopyta, wspierając gasnącą na całym świecie koniunkturę, odchodzą do lamusa. By ratować się przed głębokim kryzysem, Chińczycy odkurzają stare narzędzia.
Lockdowny, które w tym roku obowiązywały m.in. w Szanghaju generującym 4 proc. krajowego PKB, skutkowały skurczeniem się gospodarki Chin o 2,6 proc. w ujęciu kwartał do kwartału. Start obecnego kwartału również wypada blado, a wciąż niepewna sytuacja epidemiczna nie pozwala z optymizmem patrzeć w przyszłość. Ostre restrykcje powracają i na początku września objętych nimi było m.in. ponad 20 milionów mieszkańców Chengdu, stolicy prowincji Syczuan. Dziś już tylko najwięksi optymiści mogą wierzyć, że w tym roku osiągnięty zostanie 5,5-procentowy cel wzrostu PKB. Dużo bardziej realny jest wynik o połowę niższy.
Polityka zerowej tolerancji dla COVID bezpośrednio odpowiada za słabość chińskiej gospodarki, ale jest to jedynie wierzchołek góry lodowej.
Na przekór światu: stopy w dół!
Premier Li Keqiang jeszcze wiosną apelował do lokalnych władz o wzmożenie wysiłków na rzecz ratowania koniunktury. Sięgnięto po dobrze znane metody: stymulację fiskalną oraz wydatki infrastrukturalne. Chiny oznajmiły, że dodadzą kolejny 1 bilion juanów (146 miliardów dolarów) w celu wsparcia wzrostu gospodarczego.
– Wcześniejsze zastrzyki finansowe nie przynosiły jednak spodziewanych efektów. Dlatego Ludowy Bank Chin wbrew ogólnoświatowym tendencjom obniżył stopy procentowe. W normalnych warunkach środki te mogłyby budzić w inwestorach optymizm. Dziś są traktowane w kategoriach wywieszenia białej flagi, oznak desperacji i budzą niepokój – ocenia Bartosz Sawicki, analityk Cinkciarz.pl.
Juan kolejną ofiarą dolara
Jak w Europie widmo kryzysu energetycznego ciągnie na dno euro, które wyraźnie przegrywa wyścig z dolarem, tak w Chinach działania banku centralnego skutkują osłabieniem notowań juana. Chińska waluta do amerykańskiej straciła już w tym roku 10 proc., a kurs USD/CNY osiągał w tym tygodniu najwyższy poziom od przeszło dwóch lat i zbliża się do pułapu 7,0.
– Może być to znak, że władze monetarne Chin znów przyzwalają na osłabienie waluty, aby m.in. w ten sposób zwiększyć atrakcyjność swojego eksportu, o co przecież przez lata oskarżano Pekin. W dobie kryzysu energetycznego Ludowy Bank Chin nie dążył do nadmiernej utraty wartości przez juana – wskazuje analityk Cinkciarz.pl.
Oprocentowanie kredytów 4,5 proc., by rozruszać rynek
Przed rokiem widmo bankructwa zajrzało w oczy Evergrande, największemu chińskiemu deweloperowi. Do dziś bolesne uzdrawianie tej sfery gospodarki jest dalekie do końca, ale ostatnie kroki władz pokazują, że poświęcony jest długofalowy cel uniezależnienia gospodarki od długu i ograniczania niebezpiecznych nierównowag. Priorytetem stał się pikujący wzrost gospodarczy.
W efekcie ostatniej rundy luzowania średnie oprocentowanie kredytów hipotecznych powinno spadać poniżej 4,5 proc. i być najniższe w historii. To znak, że bardzo poważnym problemem jest kondycja sektora nieruchomości. W ostatnim półroczu w Chinach sprzedano o niemal o jedną trzecią mniej domów niż w tym samym okresie 2021 r. i to przy spadającym oprocentowaniu kredytów hipotecznych.
Koronawirus to nie wszystko
Zrzucanie słabnącego popytu wyłącznie na karb ostatnich lockdownów byłoby zbytnim uproszczeniem. Chociażby dane o imporcie wskazywały, że konsumpcja przez cały poprzedni rok była bardzo anemiczna. W lipcu stopa bezrobocia w najmłodszej grupie wiekowej (16-24 lat) sięgnęła w Chinach niemal 20 proc. Część negatywnych zjawisk demograficznych ma też charakter długoterminowy. Społeczeństwo Państwa Środka starzeje się, liczba osób w wieku roboczym szczyt osiągnęła w połowie poprzedniej dekady. Także pula mieszkańców prowincji, którzy mogliby przenieść się do największych aglomeracji, jest na wyczerpaniu.
Do tej wyliczanki można dodać kolizyjny kurs z Zachodem. Wszak przed wybuchem pandemii istotnym tematem były wojny handlowe Chin, głównie ze Stanami Zjednoczonymi, ale także z Unią Europejską. Po pandemii problemy zdają się wracać. Wystarczy wspomnieć, że ostatnio napięcie geopolityczne między Chinami a USA znów sięgało zenitu przy okazji wizyty Przewodniczącej Izby Reprezentantów USA Nancy Pelosi na Tajwanie, do którego Chińczycy roszczą sobie prawa.
– Dążenie do gospodarczej niezależności, podobnie jak próby utrzymania przez chińskie władze kontroli i ścisłej regulacji praktycznie wszystkich możliwych aspektów życia gospodarczego, działają w kierunku obniżenia produktywności gospodarki. Uzyskanie 5-procentowej dynamiki PKB nie tylko w tym roku, lecz także w kolejnych latach, może okazać się nieosiągalne lub wymagać zaangażowania wielkich środków i potężnej stymulacji, stojącej w sprzeczności z celem Komunistycznej Partii Chin, którym jest zmiana modelu gospodarczego na bardziej zrównoważony. Cały kłopot w tym, że stagnacja w Chinach, które są np. największym importerem ropy naftowej i głównym konsumentem metali przemysłowych na świecie, ma szerszy wymiar. Kładzie się cieniem na postrzeganiu całego katalogu rynków wschodzących i globalnych nastrojach inwestycyjnych. Słabnięcie największej gospodarki rozwijającej się ma miejsce, gdy cały świat drży przed recesją i kryzysem energetycznym. Może okazać się wręcz przysłowiowym gwoździem do trumny globalnej koniunktury – komentuje analityk Cinkciarz.pl.
Źródło: materiały prasowe