Czekając na dewaluację rubla

opublikowano: 18 września 2018
Czekając na dewaluację rubla lupa lupa

W Rosji nie brak czarnowidzów wieszczących kurs dolara po 100, a nawet 150 rubli. Dla rosyjskiego systemu bankowego byłby to wstrząs o fundamentalnym znaczeniu - ocenia w "Gazecie Bankowej" Marek Budzisz.

Grupa sześciu wpływowych amerykańskich senatorów z obydwu partii wniosła projekt nowej ustawy w sprawie sankcji przeciw Federacji Rosyjskiej. Perspektywa jej przyjęcia jest realna nie tylko dlatego, że popierają ją liderzy obu partii reprezentowanych na Kapitolu, lecz również dlatego, że Dan Coats, szef amerykańskiego wywiadu, oświadczył, iż Rosja na trzy miesiące przed mającymi się odbyć 6 października wyborami do Kongresu wcale nie zaniechała swych działań zmierzających do zakłócenia demokratycznych procedur. Lider republikańskiej większości (jeden z tych, którzy podpisali projekt ustawy) Lindsey Graham powiedział, że nowa ustawa będzie miała „rozstrzygające znaczenie” i ma skłonić Rosję do zaniechania polityki polegającej na mieszaniu się w wewnętrzne sprawy Stanów Zjednoczonych oraz ukarać ją za to, co robi w Syrii, na Ukrainie i za ataki cybernetyczne. Regulacja przewiduje m.in. sankcje wobec rosyjskich oligarchów i ich rodzin, zakaz kupowania nowych emisji rosyjskich obligacji skarbowych (co i tak jest pewnym złagodzeniem stanowiska, bo w Moskwie spodziewano się, że wszystkie emisje, w tym historyczne, objęte zostaną embargiem), zakaz uczestnictwa obywateli amerykańskich w projektach związanych z rosyjskim sektorem wydobycia węglowodorów, a także nałożenie na amerykańskie firmy ubezpieczeniowe obowiązku poinformowania o wszystkich nieruchomościach należących do Rosjan. Prace nad nowymi regulacjami zaostrzającymi amerykańskie sankcje wobec Rosji potrwają kilka tygodni, jednak reakcja rynku może być znacznie szybsza, a najbardziej, jak się wydaje, zagrożona jest stabilność rosyjskiej waluty.

Rosyjscy eksperci zwracają też uwagę na zapis, który pojawił się w propozycji ustawy, a dotyczy zakazu uczestniczenia Amerykanów we wszystkich projektach związanych z rosyjskim sektorem wydobycia surowców energetycznych, które wspierane są przez państwo lub organizacje z państwem rosyjskim powiązane. A to, ich zdaniem, oznacza, że nawet firmy, które kredytują się w rosyjskich bankach państwowych, a innych dużych graczy na rosyjskim rynku praktycznie brak, mogą zostać objęte sankcjami.

Mroczne perspektywy

Na razie rosyjski rynek – zarówno walutowy, jak i giełda – zareagował spokojnie, ale perspektywy dla rosyjskiej gospodarki są dość mroczne. Najszybciej najprawdopodobniej zareagują nabywcy rosyjskiego długu skarbowego. W lipcu nieco zmniejszyło się tempo odpływu inwestorów niebędących rezydentami z tego rynku, choć ich udział w całym długu osiągnął najniższy od 2017 r. poziom 29 proc. Ale po mundialu i po Helsinkach zarysował się pozytywny, z punktu widzenia rosyjskiego Ministerstwa Finansów, trend polegający na ożywieniu popytu. I emitent zareagował natychmiast. Dwie ostatnie w lipcu aukcje rosyjskich krótkoterminowych papierów skarbowych zakończyły się wycofaniem części ofert sprzedaży. Z planowanych 35 mld rubli na rynku uplasowano jedynie 28 mld. Przede wszystkim dlatego, że rosyjskie władze zdecydowały się wycofać z polityki oferowania nabywcom dyskontu cenowego w wysokości 0,5–1 proc., co dotychczas powodowało, że nowe emisje obligacji plasowane były w cenach zbliżonych do notowanych już na rynku (7,46–7,91 proc. w zależności od terminów wykupu). Ale teraz ten krótkoterminowy efekt obniżenia ceny rosyjskiego długu najprawdopodobniej zostanie zniwelowany zapowiedziami nowych sankcji, a nie można wykluczyć, że stopa dyskonta wzrośnie.

Podobnie, jeśli idzie o kurs rubla. Rynek zareagował dość spokojnie, co nie oznacza, że w dłuższej, kilkunastotygodniowej perspektywie nie nastąpi znaczące osłabienie rosyjskiej waluty. Ostatnie prognozy, formułowane przez ekonomistów Citigroup, na które powołuje się Bloomberg, zapowiadają osłabienie rubla wobec dolara do poziomu 73, czyli o 15 proc., choć w Rosji nie brak też czarnowidzów wieszczących kurs dolara po 100, a nawet 150 rubli (warto w tym miejscu przypomnieć, że przed rokiem dolar kosztował 58 rubli). Z punktu widzenia równowagi makroekonomicznej oraz rosyjskiego systemu bankowego tego rodzaju zmiany mają fundamentalne znaczenie.

Rosja nadal importuje prawie połowę oferowanych na jej rynku dóbr konsumpcyjnych. A zatem wzrost kursu amerykańskiej waluty musi w praktyce oznaczać wzrost presji inflacyjnej, dodatkowo wzmocnionej ostatnimi posunięciami władz, które zwiększyły stopę podatku VAT o 2 pkt proc.

Wieści napływające z rosyjskiego rolnictwa też nie są optymistyczne. Jeszcze dwa miesiące temu urzędnicy uspokajali, że mimo suszy w południowych rejonach Rosji oraz powodzi na południu Syberii tegoroczne zbiory nie będą wiele odbiegały od rekordowego roku ubiegłego. Teraz muszą korygować, i to dość znacznie, swe prognozy. Ostatni raport Ministerstwa Rozwoju Gospodarczego informuje, że tempo wzrostu rosyjskiego sektora produkcji i przetwórstwa żywności w czerwcu zmniejszyło się do 0,9 proc. w porównaniu z rokiem ubiegłym, podczas gdy w maju wynosiło jeszcze 2,8 proc. Eksperci są zdania, że w związku z warunkami atmosferycznymi prognozy te trzeba będzie jeszcze ściąć i w miejsce wzrostu pojawi się spadek, co będzie oznaczać, że nawet wzrost cen na żywność i zboże nie zrównoważy spadku wolumenu produkcji. Oznacza to, że rosyjskie rolnictwo, które w świetle zapowiedzi władz miało być jednym z kół zamachowych rosyjskiej gospodarki, nie odegra tej roli. W latach ubiegłych wzrost był imponujący: w 2016 r. przy spadku rosyjskiego PKB rolnictwo meldowało o wzroście produkcji o 4,8 proc., rok później PKB urósł o 1,5 proc., a rolnictwo o 2,4 proc. Ten rok w zgodnej opinii będzie najprawdopodobniej inny – rosyjski PKB wykaże się wzrostem, ale jeśli idzie o sektor rolny, to perspektywy nie są już tak pewne.

Rosjanie chcą konsumować

Z punktu widzenia rosyjskiego konsumenta te dwie tendencje – osłabienie rubla oraz wzrost cen żywności rodzimej produkcji – oznaczają konieczność wydania większych pieniędzy na artykuły pierwszej potrzeby, czyli kolejny rok zaciskania pasa. Wszystkie opublikowane ostatnio analizy wskazują zaś na to, że Rosjanie chcą konsumować, a nie oszczędzać. To samo Ministerstwo Rozwoju Gospodarczego informuje, że tempo wzrostu wynagrodzeń w Rosji jest dwa razy mniejsze niźli tempo, w jakim przyrastają kredyty konsumpcyjne ludności w rosyjskich bankach. W ujęciu rocznym kredyty wzrosły w czerwcu o 15,9 proc. (w maju 15,1 proc., a zatem zjawisko przyspiesza); po wyłączeniu czynników sezonowych można mówić o wzroście nawet na poziomie 20 proc. W tym samym czasie realne wynagrodzenia wzrosły o 7,2 proc., a przyrost wkładów oszczędnościowych Rosjan w bankach zwolnił do 7,1 proc. (w maju 7,7 proc.). Rosyjski Bank Centralny informuje, że portfel kredytów konsumpcyjnych Rosjan w pierwszym półroczu zwiększył się o 1,1 bln rubli i osiągnął poziom 13,3 bln rubli. Biorąc pod uwagę akcję kredytową największego rosyjskiego banku Sbierbank, widać zmianę skali – w ciągu roku jego portfel kredytów dla ludności wzrósł o 74 proc.!

Tylko że temu ożywieniu na rynku kredytów konsumpcyjnych nie towarzyszą równie pozytywne zmiany, jeśli idzie o prognozy dochodów ludności. Nawet w oficjalnych rządowych prognozach mówi się, że po dobrym z tego punktu widzenia pierwszym kwartale, bo budżetówka i emeryci w związku z wyborami prezydenckimi dostali wyższe wypłaty, następne miesiące będą już znacznie gorsze. I biorąc pod uwagę cały rok, dochody Rosjan raczej nie będą większe o więcej niźli 1 proc. w porównaniu z rokiem ubiegłym. Na to nakładają się ostatnie „reformy” systemu podatkowego, które oznaczają wzrost obciążeń.

Analitycy Alfa Banku obliczyli, że uchwalone zmiany w rosyjskim systemie podatkowym spowodują wzrost obciążeń ludności oraz firm o 1,1 bln rubli wobec poziomu roku bieżącego. Ludność dodatkowo musi się mierzyć ze wzrostem cen usług komunalnych oraz wyższymi kosztami paliwa. Z ostatnio przeprowadzonej ankiety wynika, że 80 proc. dużych rosyjskich producentów towarów konsumpcyjnych w najbliższym czasie planuje podwyższenie cen swej produkcji. Trudno się zatem nie spodziewać obniżenia popytu wewnętrznego i wzrostu presji inflacyjnej.

Ale wzrost zobowiązań z tytułu kredytów konsumpcyjnych Rosjan w systemie bankowym to tylko część obrazu. Paradoksalnie nastąpił on w okresie, kiedy liczba odmów zawarcia nowych umów, w związku ze złą historią kredytową wnioskodawcy, wzrosła – o ile w ubiegłym roku takich odmów było 17 proc., o tyle w tym jest ich już 19 proc. Świadczy to nie tylko o tym, że Rosjanie zdolni do zaciągania zobowiązań zwiększają ich wysokość, co jeszcze wzmacnia poziom ryzyka. Ci, którzy nie dostali zgody banku, nie znikają z rynku, tylko zwracają się o pożyczki do sektora parabankowego, rozmaitych (nieraz kontrolowanych przez świat przestępczy) firm pożyczek krótkoterminowych. O tym, jak wielka może być skala zjawiska, świadczą choćby informacje, które napłynęły ostatnio z Petersburga. Policja, prowadząc dochodzenia, znalazła mieszkanie – skarbiec tylko jednej z firm nielegalnego sektora finansowego, w którym było 417 mln rubli, 48 tys. dol. i 60 tys. euro. Sama prowizja od udzielonej na tym rynku pożyczki wynosi zwyczajowo 8 proc., o odsetkach nie wspominając. Tylko w okresie styczeń – czerwiec tego roku służby banku centralnego i policja wykryły 1,9 tys. tego rodzaju organizacji, dwa razy więcej niż rok wcześniej. Oczywiście świadczy to nie tylko o skali zjawiska, lecz również o wzrastającej determinacji władz. Ale w nie mniejszym stopniu zdeterminowani są klienci sektora pozabankowego i to ich zainteresowanie powoduje jego rozrost, a tym samym skok związanego z nim ryzyka.

To jednak niejedyny wrażliwy sektor rosyjskich finansów – kolejnym są rozmaitego rodzaju projekty „inwestycyjno-oszczędnościowe” oparte na kryptowalutach. Skala zjawiska nie jest zbadana, mówi się o działających kilkudziesięciu, a nawet kilkuset tego rodzaju przedsięwzięciach, w których zwyczajowa jednostkowa „inwestycja” nie jest niższa niż 100 tys. rubli.

Rząd zaciska pasa

Ryzyka makroekonomiczne związane z perspektywą osłabienia kursu rubla i powrotem wysokiej inflacji stają się dziś tak duże, że rosyjski Bank Centralny już rozpoczął przygotowania do zmierzenia się z nadchodzącymi problemami. Zwiększył wymogi bezpieczeństwa kredytów walutowych dla rosyjskich banków komercyjnych, aby akcja kredytowa, szczególnie dla ludności, zwolniła. Ostatnie lipcowe posiedzenie Rady Dyrektorów Banku Rosji przyniosło też informację, że wbrew ocenom rynku, ale również wcześniejszym zapowiedziom samej instytucji, w tym roku scenariusz przejścia od restrykcyjnej do neutralnej polityki pieniężnej nie zostanie zrealizowany. Czyli kredyty nadal będą drogie i trudno dostępne.

Finansowa sytuacja sektora przedsiębiorstw też nie jest różowa. Największa rosyjska firma ratingowa AKRA opublikowała właśnie raport na temat polityki wypłaty dywidend w rosyjskich firmach sektora niefinansowego. Łączna wysokość wypłaconych dywidend w roku 2017 wzrosła w porównaniu z 2016 o 16 proc. i wyniosła 1,69 bln rubli, głównie za sprawą sektora wydobycia ropy naftowej i gazu (wyższe ceny zbytu). Oznacza to, że 38 proc. zysku netto (w 2016 r. 31 proc.) rosyjskiego sektora przemysłowego przeznaczone zostało na wypłatę dywidend. Świadczy to o dwóch trendach. Po pierwsze, rośnie presja fiskalna władz, bo w niemałej części mówimy o firmach państwowych lub z udziałem państwa.

Ale drugi czynnik jest nie mniej istotny. Otóż wiele rosyjskich dużych koncernów paliwowych, takich jak Rosnieft czy Łukoil, informowało w ostatnich tygodniach o zmianach w zakresie polityki wypłaty dywidend, które sprowadzają się do przeznaczania większych środków na ten cel kosztem redukcji ambitnych planów inwestycyjnych. Niektóre (Łukoil) wręcz zapowiedziały wykup własnych akcji z rynku, aby zwiększyć ich cenę. Ale wszystko to świadczyć może też o rosnących problemach z finansowaniem własnej aktywności na rodzimym rynku, co wobec jego płytkości nie tylko zwiększa potencjalną niestabilność systemu, lecz również podnosi koszty finansowe. Ostatnie decyzje rządu, który zezwolił, aby Rosnieft nie sprzedawał swych dolarowych przychodów z eksportu ropy, oznaczają, że nie tylko firma, lecz i rosyjski rząd liczą się z osłabieniem rubla oraz problemami z finansowaniem koncernu na obcych rynkach. Analitycy AKRA formułują pogląd, że w 2017 r. łączny cash flow rosyjskiego sektora przemysłowego (w tym wydobycia węglowodorów) był ujemny, choć zmniejszyła się skala projektów inwestycyjnych. Ich zdaniem, jeśli nie nastąpi znaczący wzrost poprawy rentowności operacyjnej sektora, to trudno liczyć na to, że w przyszłości poziom dywidend wzrośnie.

Na te ryzyka nakładają się związane nie tylko z amerykańskimi sankcjami, lecz przede wszystkim będące efektem zaostrzającej się amerykańsko-chińskiej wojny handlowej. Zdaniem rosyjskich analityków ostatnie zapowiedzi Białego Domu o możliwości podniesienia ceł skierowanych przeciw Chinom o ok. 500 mld dol. i spodziewane retorsje Pekinu mogą spowodować spowolnienie światowego wzrostu gospodarczego o 1,5–2 proc. PKB. Nie oznacza to jednak, ich zdaniem, że koszty narastającego protekcjonizmu będą równo rozłożone. W znacznie większym stopniu obciążą gospodarki krajów będących, tak jak Rosja, eksporterami surowców. I powołują się w tym przypadku na doświadczenia ostatniego kryzysu finansowego z 2008 r., który rozpoczął się w Stanach Zjednoczonych. Tylko że kosztował on gospodarkę USA 2,8 proc. PKB, ale Rosję już 7,8 proc. I podobnie może być teraz. Straty gospodarki rosyjskiej mogą być na poziomie 1,5–2 proc. PKB, niewiele większe od światowych. Tylko że dla świata tego rodzaju redukcja oznacza zmniejszenie tempa wzrostu (dziś średnio na poziomie 3,7 proc.), lecz dla Rosji już recesję.


Marek Budzisz

Więcej informacji i komentarzy o światowej i polskiej gospodarce i sektorze finansowym znajdziesz w bieżącym wydaniu „Gazety Bankowej” - do kupienia w kioskach i salonach prasowych

„Gazeta Bankowa” dostępna jest także jako e-wydanie, także na iOS i Android – szczegóły na http://www.gb.pl/e-wydanie-gb.html