Czy dwa plus dwa równa się cztery? Nie

opublikowano: 19 marca 2015
Czy dwa plus dwa równa się cztery? Nie lupa lupa
fot. Freeimages

Polski rynek energii elektrycznej – jej produkcja, dystrybucja i sprzedaż, zdominowały obecnie cztery firmy, kontrolowane przez państwo: Polska Grupa Energetyczna (PGE), Tauron, Enea i Energa. Innymi słowy, czterej główni gracze na tym rynku to firmy z polskim kapitałem, co jest dobrą wiadomością.

Kolejna dobra informacja jest taka, że mimo przeprowadzenia u nas w 2006 r. kolejnej – po latach 90. – fazy konsolidacji tego sektora przez państwo (w wyniku czego powstała właśnie „wielka czwórka”), wciąż panuje na nim względna konkurencja. Cztery państwowe giganty konkurują między sobą, a oprócz tego mają liczących się prywatnych rywali w postaci kilku sprywatyzowanych dużych elektrowni (Połaniec, Rybnik, PAK), warszawskiego STOEN-u (należącego obecnie do niemieckiego koncernu RWE) oraz rosnącego sektora energetyki odnawialnej.

 

Z plusa na minus

 

Ta konkurencja z kolei ogranicza w Polsce wzrost cen prądu, ale i tak – w hurcie (chodzi o ceny, po jakich sprzedają prąd elektrownie, do ceny detalicznej dolicza się jeszcze opłatę za przesył prądu do odbiorcy i marżę dystrybutora) – w 2014 r. były one u nas, według danych PGE, wyższe niż w Czechach, na Słowacji, w Estonii, a nawet w Niemczech, Finlandii, Danii i Szwecji (patrz: infografika). Do sytuacji, w której energia elektryczna w hurcie była w Polsce droższa nawet niż w krajach zachodnich, dochodziło też w poprzednich latach. Głównie przez już ograniczoną konkurencję na naszym rynku energii oraz unijną politykę energetyczno-klimatyczną, która – spośród wszystkich surowców energetycznych – najmocniej uderza w węgiel i obniża jego konkurencyjność jako źródła energii. W węgiel, na który przypada w Polsce prawie 90 proc. produkcji energii elektrycznej (to największy odsetek w całej UE).

 

Jakie są efekty wysokich cen prądu? Poza obniżeniem konkurencyjności naszej gospodarki, w szczególności przemysłu, jest ich wiele. Jeden z najbardziej dotkliwych to fakt, że w 2014 r. Polska z eksportera energii elektrycznej stała się jej importerem. A dokładniej zaczęła importować więcej prądu niż go eksportuje. Według prognoz PGE taka sytuacja w najbliższych latach ma się utrzymać. Mimo że Polska powinna – ze względu na oparcie energetyki o własny surowiec – być jednym z najtańszych producentów energii elektrycznej w UE, a więc jej eksporterem, a nie importerem. 

 

Jak do tego mają się rządowe plany połączenia PGE i Energi  oraz Tauronu z Eneą? Ano tak, że ich realizacja znacząco ograniczy konkurencję na polskim rynku energii elektrycznej, a w ślad za tym doprowadzi do szybszego wzrostu jej cen.

 

Więcej w "Gazecie Bankowej"!

 

Zaloguj się, by uzyskać dostęp do unikatowych treści oraz cotygodniowego newslettera z informacjami na temat najnowszego wydania

Zarejestruj się | Zapomniałem hasła