E. Wedel, czyli historia pisana czekoladą

opublikowano: 8 kwietnia 2016
E. Wedel, czyli historia pisana czekoladą lupa lupa
fot: GB/04

Trzy pokolenia Wedlów stworzyły sławną firmę i zbudowały szeroko znaną markę. Na tym majątku i dorobku przez lata dosłownie żerowali dygnitarze PRL, a rozparcelowali go urzędnicy i menedżerowie.


Fabryka Wedlów była prowadzona według reguł, na których i dziś mógłby się uczyć biznes społecznie odpowiedzialny.

Karol Wedel w 1845 r. wraz ze swoimi przyjaciółmi Gustawem Gerlachem (fabryka narzędzi geodezyjnych i chirurgicznych – 1852 r.) i Fryderykiem Pulssem (fabryka mydła w 1852 r.) przybyli do Warszawy z Berlina. Wszyscy trzej założyli firmy, które prosperowały przez dziesięciolecia. Pierwszy z dynastii Wedlów najpierw przystąpił do spółki z Karolem Grohnertem, prowadzącym cukiernię przy ul. Piwnej 12. Ale Karol Wedel od dziecka marzył o własnej wytwórni czekolady. Zanim jego fabryka powstała, firma zajmowała się wypiekaniem ciasta, oferowała torty, mazurki, marmoladki. Poniekąd Wedel był także „aptekarzem”; sprzedawał – można powiedzieć – parafarmaceutyki: słodowy syrop na kaszel, karmelki lecznicze.

Karol Wedel miał świadomość, że czekoladowy biznes to ryzykowne przedsięwzięcie. W połowie XIX w. ten rarytas nie był w Polsce znany – dostawcy ziarna kakaowego żądali bajońskich sum. Po kilku latach wahań, w 1851 r., pierwszy z dynastii Wedlów podjął decyzję o założeniu fabryki czekolady i własnego sklepu przy ul. Miodowej 484. Rok później wprowadził na rynek swój pierwszy produkt, którym podbił mieszkańców Warszawy – karmelki śmietankowe.

Karol Wedel wierzył w sukces. Ulica Miodowa była w tym czasie główną arterią handlowo-usługową miasta. Tu działały urzędy, kawiarnie, m.in. sławna kawiarenka „Honoratka”. Karol okazał się nie tylko świetnym cukiernikiem, ale także mistrzem reklamy. W „Kurierze Warszawskim” ukazywały się teksty zachwalające coraz to nowe wyroby. W 1862 r. przedsiębiorstwo „C. E. Wedel” reklamowało w warszawskiej prasie m.in.: czekolady „Brillant” i „Dessert” do picia o różnych smakach, konfekty migdałowe, pomady kandyzowane, marcepany królewskie, karmelki, preparowane owoce.

 

Emil, król czekolady

Gdy przyszedł na świat jedyny syn Karola i Karoliny z Wiśniowskich, Emil Albert Fryderyk Wedel, wiadomo było, że będzie mu pisane przejąć prosperującą firmę. Po dwuletniej praktyce w Paryżu Emil powrócił do Warszawy w 1865 r. Właścicielem fabryki został w 1872 r. Otrzymał ją jako prezent ślubny od rodziców. Jego wybranką była Eugenia z Bohmów, z którą miał troje dzieci: Jana, Eleonorę i Zofię.

Emil Wedel, kiedy został właścicielem fabryki, był już wykształconym cukiernikiem – z papierami czeladniczymi i patentem majstra. Miał także doświadczenie zawodowe zdobyte w Niemczech, Szwajcarii i Anglii.

Wyroby E. Wedla były oryginalne i smakowite, był na nie taki popyt, że zaczęto je podrabiać. Aby temu zapobiec, Emil Wedel nakazał, by na każde opakowanie wyrobów czekoladowych z jego manufaktury naklejano faksymilę jego podpisu: „Wszelkie zatem czekolady nie opatrzone w stemple mojej fabryki i nie mające na etykiecie mojego podpisu, uważane być powinny za nie pochodzące z fabryki podpisanego” – informował w liście do sklepów.

We wczesnych latach 80. XIX w. Emil Wedel sprzedał fabrykę zbudowaną przy ul. Miodowej – nabył ją cukiernik Jan Wróblewski. Swoją produkcję przeniósł do oficyny kamienicy wybudowanej przez siebie przy ul. Szpitalnej 8. Emil interesował się nie tylko produkcją czekolady i karmelków, ale i ogrodnictwem – hodowlą kwiatów oraz uprawą drzew i krzewów owocowych. Nowoczesność, poszerzanie asortymentu – Emil czuł na plecach „oddech” konkurencji, która chciała zdobyć dla siebie kawałek „tortu” wedlowskiego imperium. Byli to cukiernicy, m.in.: Fuchs, Fruziński, Piotrowski… Z czasem zaczęły wchodzić na rynek nowe firmy: Piasecki w Krakowie czy Zalewski we Lwowie.

           

Słodkie imperium

Jan, syn Emila Wedla, pobierał nauki w warszawskim gimnazjum Wojciecha Górskiego, a po jego ukończeniu został wysłany na studia za granicę. Zaczął od Berlina, następnym etapem jego edukacji była Szwajcaria. Ukończył studia na wydziale chemii uniwersytetu we Fryburgu z wynikiem bardzo dobrym i tytułem doktora (1899 r.).

Po powrocie do kraju dr Jan Wedel, mimo tak starannego wykształcenia, nie zajął w fabryce ojca dyrektorskiego stanowiska. Rozpoczął pracę w manufakturze czekolady od terminowania, jakby był dopiero adeptem sztuki cukierniczej. Pracował, awansując krok po kroku na wyższe stanowiska, poznając firmę „od podszewki”. Dopiero w 1912 r., po 13 latach po pracy w rodzinnej fabryce, nadszedł w końcu dzień, kiedy ojciec powierzył mu stanowisko prokurenta, co upoważniało Jana do reprezentowania firmy. Od tego czasu fabryka zmieniła nazwę na „Emil Wedel i syn”.

Emil i Jan rządzili fabryką do czasu śmierci seniora rodu w 1919 r. Przez następne kilka lat słodkim biznesem kierowała wdowa po Emilu Wedlu, Eugenia. Dopiero w 1923 r., po jej śmierci, pierworodny syn, Jan, objął pełnię władzy w czekoladowym imperium.

Jan Wedel zadziwiał konkurencję, a przede wszystkich pracowników, doskonałą organizacją pracy, kreatywnością biznesową. „To on jest m.in. autorem unikalnej receptury »ptasiego mleczka«, która jest pilnie strzeżona w sejfie fabryki do dzisiaj. Tę recepturę zna zaledwie kilka osób” – podkreśla Maciej Herman z Lotte Wedel sp. z o.o., właściciel schedy po Wedlach od czerwca 2010 r.

Warte zauważenia jest to, że Jan Wedel pierwsze swoje wynagrodzenie – 12 tys. rubli – przekazał w całości na cele społeczne. Postawa filantropa będzie mu towarzyszyła do końca życia.

Dzięki mądrości i geniuszowi biznesowemu fabryka E. Wedel niemal bez szwanku przetrwała kryzys początku XX w. Z chwilą przyjęcia do udziałów w zyskach fabryki dwóch sióstr Jana Wedla: Eleonory Whitehead i Zofii Skibińskiej-Żochowskiej oraz jednego obcego udziałowca Felicjana Pintowskiego, dyrektora handlowego, firma w 1932 r. otrzymała nazwę „Fabryka czekolady E. Wedel Spółka Akcyjna”. Spółka dysponowała w tym czasie 30 firmowymi sklepami, w tym w Paryżu. Rozpoczęto eksport wyrobów, a rarytasy wedlowskie dotarły także za ocean, gdzie w 1939 r. Wedel miał swoje stoisko podczas międzynarodowych targów w Nowym Jorku. Na potrzeby eksportu do Ameryki Jan Wedel zakupił błękitno-srebrny samolot RWD-13, który stał się latającą reklamą firmy.

W latach II RP znany był slogan wymyślony przez Melchiora Wańkowicza: „Cukier krzepi” (1931 r.), ale także i jego modyfikacja: „Cukier krzepi, ale Wedel jeszcze lepiej”. W „Tygodniku Handlowym” z 1931 r. Jan Wedel napisał: „Pracownik umysłowy nie powinien sobie odmawiać czekolady, która krzepi jego nerwy i łagodzi napięcia”.

Ostatnie pięć lat przed okupacją i czas wojny były wyjątkowo pomyślne dla fabryki Wedla. Tuż przed wybuchem II wojny światowej Jan Wedel zatrudniał blisko 1400 osób. W fabryce produkowano: czekoladę, czekoladki, ale także karmelki, biszkopty, pierniki, marmoladki oraz czekoladę „Eos”, o której dzieci mówiły „nadmuchiwana”.

W 1938 r. jedno z największych przedwojennych wydawnictw, „Rój”, wydało książkę „Staroświecki sklep” (to do dziś nazwa pijalni czekolady E. Wedla przy ul. Szpitalnej 8). Przedmowę napisał Julian Tuwim, szkic stworzył Jarosław Iwaszkiewicz, który jako mały chłopiec co tydzień odwiedzał „Staroświecką pijalnię” i nazywał swoim eldorado. Tam spotykał: Henryka Sienkiewicza wynoszącego wielkie pudła czekoladek, Karola Szymanowskiego, później przyjaciela rodziny; Bolesława Prusa (Aleksandra Głowackiego) kupującego cukierki; panie w krynolinach wysiadające przed sklepem, panów w cylindrach (...).


Więcej w kwietniowym numerze "Gazety Bankowej".

 

Zaloguj się, by uzyskać dostęp do unikatowych treści oraz cotygodniowego newslettera z informacjami na temat najnowszego wydania

Zarejestruj się | Zapomniałem hasła