Era kapitalizmu państwowego po COVID-19

opublikowano: 9 czerwca 2020
Era kapitalizmu państwowego po COVID-19 lupa lupa
Christopher Dembik, dyrektor ds. analiz makroekonomicznych w Saxo Banku, fot. materiały prasowe Saxo Bank

Christopher Dembik, Saxo Banku: w ekonomii nic nigdy nie jest za darmo. Należy wziąć pod uwagę istotne negatywne implikacje tendencji do kapitalizmu państwowego, które ujawniają się jako skutek zwalczania pandemii

Marksizm, który od czasu światowego kryzysu finansowego ponownie cieszy się zainteresowaniem, definiuje kapitalizm państwowy jako system społeczny łączący kapitalizm z własnością lub kontrolą państwa, które działa de facto jak jedna wielka korporacja. Od komunizmu różni się w tym sensie, że w systemie kapitalizmu państwowego nadal istnieje własność prywatna, a równocześnie ścieżkę gospodarki wytycza silny rząd. Kapitalizm państwowy istnieje niemal tak długo, jak sam kapitalizm. W 1791 r. Alexander Hamilton, pierwszy sekretarz skarbu w Stanach Zjednoczonych, zaprezentował ambitny projekt ochrony raczkującego przemysłu amerykańskiego przed konkurencją międzynarodową za pomocą taryf. Stąd wywodzi się idea edukacyjnego protekcjonizmu, której teorię stworzył kilkadziesiąt lat później niemiecki ekonomista Friedrich List po kilkuletnim pobycie w Stanach Zjednoczonych.

Od tego czasu widzieliśmy setki przykładów kapitalizmu państwowego – głównie, oczywiście, w wydaniu radzieckim – jednak ostatnio dotyczyło to również wielu gospodarek wschodzących, takich jak Chiny czy Rosja, oraz tzw. sektorów strategicznych, w szczególności sektora energetycznego. Dla niektórych ekonomistów kapitalizm państwowy to wręcz nieunikniony etap rozwoju gospodarczego. W ujęciu historycznym kryzysy gospodarcze i finansowe prowadziły do zmian w kierunku wyraźnego kapitalizmu państwowego na Zachodzie, kiedy rządy zmuszone są do odgrywania większej roli w gospodarce ze względu na konieczność polityczną.

Po światowym kryzysie finansowym prezes Eurasia Group, Ian Bremmer, napisał słynną książkę, w której utrzymuje, że kryzys ten zapowiadał koniec wolnego rynku. To odważne stwierdzenie okazało się częściowo słuszne. W czasach chaosu zachodnie rządy muszą odgrywać większą rolę w gospodarce jako czynnik ożywienia, jednak bardzo szybko odstępują od tej roli, kiedy tylko gospodarka zaczyna wykazywać oznaki poprawy.

Tym razem jest inaczej

Kapitalizm państwowy może stać się stałym elementem gospodarki, przynajmniej w kilku krajach, ze względu na charakter bieżącego kryzysu, który różni się od wcześniejszych kryzysów głównie z dwóch przyczyn. Po pierwsze, to nie jest „zwyczajna” recesja. Podczas gdy w czasach „zwykłej” recesji straty ponosi średnio 60-70 proc. przedsiębiorstw, kryzys COVID-19 negatywnie wpłynął na niemal 100 proc. przedsiębiorstw w niektórych krajach, w których wprowadzono ścisłą izolację. Konsekwencje koronawirusa i depresyjne skutki utrzymają się dłużej, niż większość z nas przewiduje. Twórcy polityki, zapewniając istotny zastrzyk płynności do gospodarki, opóźnili to oddziaływanie, jednak nie wyeliminowali go w całości. Wkrótce rozpocznie się druga fala skutków gospodarczych, charakteryzująca się masowym bezrobociem i bezprecedensową liczbą upadłości. W najbardziej narażonych krajach dramatycznie spadnie względny udział sektora prywatnego w gospodarce na rzecz sektora publicznego, który bezpośrednio lub pośrednio przejmie znaczną część siły roboczej. Ponadto rządy w coraz większym stopniu opierają się na quasi-permanentnych dotacjach, aby chronić krajowe firmy i obniżyć poziom niezadowolenia społecznego na skutek kryzysu.

Po drugie, już wkrótce pojawi się następny kryzys, którego skutki będą bardziej niszczycielskie, niż efekty koronawirusa. Rekordowe poziomy CO2 w atmosferze i wyciek ropy na Arktyce spowodowany topnieniem wiecznej zmarzliny to dwa niewygodne zjawiska przypominające nam, że zmiana klimatu trwa nawet wówczas, gdy my koncentrujemy się na pandemii. Wiele osób może uznać, że silny rząd to jedyny sposób poradzenia sobie z konsekwencjami zmian klimatu, w szczególności uniknięcia jeszcze większego pogorszenia sytuacji osób biednych.

Metoda rosyjska czy model singapurski?

Za dwa skrajne przykłady kapitalizmu państwowego w obecnych czasach mogą nam posłużyć Federacja Rosyjska i Singapur. Metoda rosyjska stanowi przykład negatywny. Od czasu nacjonalizacji Jukosu, rząd Federacji przejął kontrolę nad częścią sektora prywatnego, tak że obecnie 55 proc. gospodarki jest w rękach państwa, a 28 proc. siły roboczej jest bezpośrednio zatrudniana przez rząd – to najwyższy poziom od połowy lat 90. Kontrola rządu nad gospodarką charakteryzuje się brakiem reform strukturalnych i zwiększeniem udziału skrajnie bogatych podmiotów w sektorze prywatnym. Radziecką nomenklaturę de facto zastąpiły zbliżone do środowisk rządowych nowe elity.

Drugą skrajnością jest Singapur, często podawany za wzorowy przykład kapitalizmu państwowego. Od lat 70. Singapur odszedł od rozpowszechnionego w sąsiednich krajach leseferyzmu i państwo odgrywało centralną rolę w gospodarce jako główny udziałowiec w krajowym przemyśle i handlu. W ten sposób zdołało sukcesywnie stworzyć konkurencyjne przedsiębiorstwa w kluczowych segmentach rynku, takich jak zaawansowane technologie czy półprzewodniki, z korzyścią dla większości obywateli. Pomiędzy tymi dwiema skrajnościami istnieje oczywiście pośrednia droga zależna m.in. od kultury politycznej w poszczególnych krajach.

Drugorzędne skutki kapitalizmu państwowego

Jak już boleśnie przekonaliśmy się w przeszłości, w ekonomii nic nigdy nie jest za darmo. Należy wziąć pod uwagę istotne negatywne implikacje tendencji do kapitalizmu państwowego. Najprawdopodobniej coraz więcej rządów będzie uciekać się do protekcjonizmu za pośrednictwem regulacji, które znacząco zmienią reguły gry, aby ochronić swoje rynki i przedsiębiorstwa przed zagraniczną konkurencją. Historia uczy nas, że niemal za każdym razem prowadzi to do sytuacji, w której wszyscy są stratni: do bezrobocia, spadku inwestycji zagranicznych, utraty konkurencyjności itp.

Ponieważ nierówność majątkowa najprawdopodobniej wzrośnie w okresie po kryzysie, rządy mogą również skłaniać się do walki z rynkowymi siłami popytu i podaży, narzucając ceny administracyjne. Tego rodzaju próby widzieliśmy niedawno w kontekście odgórnego dyktowania cen maseczek czy wysokości czynszu w niektórych krajach. Ceny administracyjne są niekiedy potrzebne, np. w przypadku niektórych leków, jednak podstawową zasadę powinien stanowić mechanizm kształtowania cen. W przeciwnym razie doprowadzi to do spadku podaży, a w niektórych przypadkach nawet do rozwoju czarnego rynku.

Niewątpliwie rządy mają obecnie uzasadnione powody do podejmowania interwencji w celu ratowania gospodarki. Należy jednak pamiętać, że wsparcie to powinno mieć charakter tymczasowy, ponieważ wiąże się z negatywnymi skutkami, które mogą istotnie zaważyć na prawidłowym funkcjonowaniu gospodarki.

Christopher Dembik, dyrektor ds. analiz makroekonomicznych w Saxo Banku

 

Zaloguj się, by uzyskać dostęp do unikatowych treści oraz cotygodniowego newslettera z informacjami na temat najnowszego wydania

Zarejestruj się | Zapomniałem hasła