Lobbing cichociemny

opublikowano: 19 marca 2015
Lobbing cichociemny lupa lupa
fot. Freeimages

Na ucywilizowanie kwestii lobbingu Polska dostała od Brukseli półtora roku. Termin dawno minął, a zmian jak nie było, tak nie ma.

Jeszcze przed ubiegłoroczną gwiazdką tzw. nabici w polisolokaty mieli prawo liczyć, że proponowane przez rząd zmiany do ustawy o działalności ubezpieczeniowej i reasekuracyjnej, umożliwią im równą walkę z instytucjami finansowymi, które za zrywanie niekorzystnych umów przez klientów, naliczali im nawet 99 proc. tzw. opłaty likwidacyjnej. Owszem, już w nowym roku rząd przyjął założenia do wspomnianej nowelizacji, które, jak głosi komunikat ministerialny, „ucywilizować mają rynek ubezpieczeniowych funduszy kapitałowych”, a opłata likwidacyjna „nie przekroczy 4 proc.”, z tym, że nowe przepisy nie obejmą… już zawartych umów, czyli właśnie grupy osób poszkodowanych. Przypadek? Gdy w grę wchodzą miliardy złotych, nic nie dzieje się przypadkiem. Choć oficjalnie nikt za korzystnymi dla instytucji finansowych rozwiązaniami nie lobbował.

Inna historia. Bankowy tytuł egzekucyjny (BTE) i perypetie nieudanej likwidacji reliktu z komunistycznej przeszłości, który we współczesnym świecie nie służy niczyim interesom, prócz banków. Mimo kilkuletnich starań m.in. wicepremiera rządu i szefa resortu gospodarki, pozytywnej rekomendacji dla zmiany z UOKiK, KNF, a nawet pozytywnej opinii Stałego Komitetu Rady Ministrów, nagle, z tajemniczych powodów, rząd wycofał się z pomysłu ograniczenia BTE. Pytanie, dlaczego i czy ktoś w tej sprawie zadziałał? Oficjalnie nie, bo z raportów działań lobbingowych umieszczanych na stronach Ministerstwa Gospodarki i Sejmu w sprawie BTE nie lobbował żaden podmiot ani nawet żaden z banków, w których interesie jest zachowanie egzekucyjnego status quo.

Lobbing? A co to takiego?

Brak oficjalnych śladów lobbowania na rzecz zachowania bankowego tytułu egzekucyjnego nie oznacza automatycznie, że zainteresowane strony nie zabiegały o to.

– Po prostu polskie prawo w tym zakresie jest tak skonstruowane, że oficjalnie zjawisko lobbingu u nas praktycznie nie występuje – mówi z ironią Witold Michałek, współzałożyciel Stowarzyszenia Profesjonalnych Lobbystów w Polsce, ekspert Business Centre Club (BCC). – Profesjonalny lobbing obłożony jest przez ustawę szeregiem restrykcji. Od nakazu noszenia charakterystycznego i nieco stygmatyzującego czerwonego identyfikatora, po zakaz wstępu na posiedzenia podkomisji, które są kluczowe z punktu widzenia stanowienia prawa – dodaje ekspert. Na tym nie koniec. Szczególnie niekorzystny zapis w ustawie lobbingowej z punktu widzenia lobbystów nie dotyczy ich samych, a parlamentarzystów i urzędników. W świetle przepisów mają oni obowiązek prowadzenia sprawozdawczości z kontaktów z zarejestrowanymi, czyli profesjonalnymi lobbystami. To naraża ich na biurokratyczną mitręgę oraz ryzyko oskarżenia przez politycznych i innych przeciwników, a także media o „poddanie się wpływowi lobbystów”. – Co, jak wiadomo, w powszechnej opinii uważane jest za dyskwalifikujące – dodaje Michałek. – Stąd, z jednej strony urzędnicy i parlamentarzyści starają się jak mogą unikać kontaktu z „profesjonalnymi” lobbystami, a z drugiej strony ci profesjonalni lobbyści widząc co się dzieje, sami przestają szukać oficjalnych dróg kontaktu i zakładają inne „kapelusze”, udając np. niezależnych ekspertów albo przedstawicieli najróżniejszych stowarzyszeń, związków zawodowych, organizacji biznesu, fundacji, związków wyznaniowych, bo oni wszyscy ustawą o lobbingu objęci nie są – wyjaśnia ekspert. I dodaje: – Takie sztuczki stosowane są przez lobbystów po to, aby mogli oni efektywnie wykonywać swój zawód.

 

Więcej w "Gazecie Bankowej"!

 

Zaloguj się, by uzyskać dostęp do unikatowych treści oraz cotygodniowego newslettera z informacjami na temat najnowszego wydania

Zarejestruj się | Zapomniałem hasła