Między polityką państwa a strategią spółek

opublikowano: 6 września 2016
Między polityką państwa a strategią spółek lupa lupa
fot. mat. prasowe

Jesteśmy przygotowani do przerobu ropy dostarczanej drogą morską – mówi Robert Pietryszyn, prezes zarządu Grupy Lotos SA

Jest pan patriotą gospodarczym?

Robert Pietryszyn, prezes zarządu Grupy Lotos SA: Przede wszystkim jestem patriotą, dla którego narodowa tożsamość, duma z naszego dziedzictwa historycznego i kultury to nie są puste słowa. Twierdzę też, że kapitał ma narodowość oraz że silną gospodarkę danego kraju można zbudować w oparciu o silne podmioty rodzime. Stoję na stanowisku, że niektóre sektory gospodarki, na przykład te związane z bezpieczeństwem energetycznym kraju, powinny znajdować się pod szczególną kuratelą państwa. Chcę, żeby polskie firmy się rozwijały, dbały o innowacyjność, łączyły siły, prowadząc ekspansję za granicą. Jeśli te elementy można zebrać w pojęcie „patriotyzmu gospodarczego”, to tak – jestem patriotą gospodarczym.

Ów pragmatycznie pojmowany patriotyzm to jedno z haseł, jakimi najczęściej opisywana jest polityka gospodarcza rządu PiS. Jak można przełożyć to hasło na codzienność kierowanej przez pana firmy?

W największym uproszczeniu: chodzi o ciągłą budowę synergii pomiędzy ogólnymi interesami ekonomicznymi spółki i interesami państwa. I nie mówię tu bynajmniej o zbyt prosto pojmowanej zależności, w której drenuje się spółkę przez dywidendę, uzupełniając w ten sposób zasoby budżetowe państwa. Niestety, do tej pory takie myślenie dominowało. Brakowało synergii pomiędzy strategią i polityką państwa, które zresztą były niezwykle chaotyczne, a strategią i polityką spółek. Nie myślę teraz przecież tylko o Lotosie. Teraz to się zmieniło, pracujemy w sposób uporządkowany. Proces ma charakter dwutorowy – z jednej strony państwo, w dopuszczalnych prawem i dobrym obyczajem granicach, wspiera polski kapitał; z drugiej spółki działają zgodnie z interesem strategicznym państwa i reinwestują zyski w działania, które będą budowały w długiej perspektywie ich wartość i siłę.

To ładna wizja, ale poproszę o konkrety…

Inwestujemy zyski, i będziemy intensywnie czynić to w przyszłości, w przedsięwzięcia mające na celu wzmocnienie bezpieczeństwa energetycznego Polski. Chcemy osiągnąć ten cel poprzez dywersyfikację dostaw surowca, zróżnicowanie kierunków zakupu, ale też, co często umyka komentatorom, przez wydobycie własne. Modernizujemy infrastrukturę techniczną, dzięki czemu będziemy mogli w sposób bardziej wydajny i elastyczny przerabiać ropę. Dzięki tym działaniom wzmocnimy pozycję na rynku i zrealizujemy cel rządu, jakim jest stopniowe uniezależnianie się kraju od dostaw z Rosji.

Jaki jest obecnie udział surowca ze Wschodu w przerobie?

Spadł on poniżej 80 proc. Staramy się pozyskiwać surowiec z wielu źródeł. Rozwijamy wydobycie w kraju i za granicą (na Litwie i w Norwegii). Kupujemy też od PGNiG ropę ze złóż w lubuskim Lubiatowie. Pozostaje jeszcze rynek spotowy, gdzie nabywamy różne gatunki ropy. Zmieniamy się w tym zakresie na tyle, na ile pozwalają warunki zewnętrzne, reagujemy na rynkowe trendy. Na pewno jednak dążymy do tego, by źródeł surowca było więcej i by połączyć w tym zakresie kwestie czysto biznesowe z generalną strategią rządu.

Jak się ma do tego przedłużenie umowy z Rosnieftem? Trudno powiedzieć, by takie działanie wpisywało się w politykę dywersyfikacji.

Po pierwsze umowa ta została przedłużona przez poprzedni zarząd. Po drugie, rynek ropy naftowej ma swoją specyfikę, która nie pozwala na wygłaszanie publicystycznych komentarzy do umów pomiędzy podmiotami. Ja tej zasady łamać nie będę. Dyferencjał cenowy powoduje, że rosyjski surowiec nadal jest atrakcyjny. Z drugiej strony wydarzenia ostatnich lat pokazują, że nic nie trwa wiecznie. Mam na myśli redefinicję polskiej polityki energetycznej i surowcowej, ale też zjawiska globalne: boom łupkowy w Stanach Zjednoczonych, zniesienie zakazu eksportu ropy amerykańskiej czy embarga na ropę irańską. Kluczem do przetrwania jest elastyczność. Chcemy rozmawiać z każdym, ale na partnerskich warunkach. Rozwijamy naszą politykę dywersyfikacyjną w przemyślany, racjonalny sposób.

Niedawno do gdańskiego Naftoportu zawinął tankowiec z dostawą 2 mln baryłek ropy dla Lotosu. Będziecie kontynuowali relacje z National Iranian Oil Company?

Naturalnie, jesteśmy otwarci na ten kierunek importu. Czekamy na wyniki testowego przerobu surowca, ważne będą też trendy cenowe na rynkach. Chcę jednak podkreślić, że równie uważnie przyglądamy się Arabii Saudyjskiej, Irakowi, Zjednoczonym Emiratom Arabskim czy Kuwejtowi. Rafineria w Gdańsku, o czym mało kto dziś pamięta, została zaprojektowana właśnie do przerobu ropy z Bliskiego Wschodu i miała korzystać wyłącznie z surowca dostarczanego tankowcami. Jeszcze na początku lat 90. zakład przerabiał głównie ciężkie ropy z Iranu i Iraku, mieszane z lżejszym surowcem wydobywanym z Morza Północnego. Radykalna zmiana kierunku nastąpiła w 1994 r., za czasów drugiego rządu Waldemara Pawlaka. Wtedy to zmieniono kierunek przepływu Rurociągu Pomorskiego, będącego odnogą Rurociągu „Przyjaźń” i do Gdańska popłynęła szerokim strumieniem rosyjska ropa, stając się podstawowym surowcem, wraz z ropą Brent. Podsumowując: jesteśmy technologicznie przygotowani do przerobu ropy dostarczanej drogą morską, położenie w bliskim sąsiedztwie gdańskiego Naftoportu stwarza nam ku temu idealne warunki. To istotna przewaga konkurencyjna Lotosu, zamierzamy ją wykorzystywać.

Wróćmy do kwestii wydobycia. Jak kształtuje się obecnie portfel waszych aktywów w tym obszarze?

Przede wszystkim mamy udziały w 27 koncesjach norweskich. Jesteśmy operatorem na siedmiu z nich. Złoża Sleipner i Heimdal to wydobycie rzędu 23 tys. baryłek dziennie. Litwa to udziały większościowe w trzech koncesjach.

A polskie złoża, na których działa Petrobaltic?

Ze złoża B3 Petrobaltic wydobywa ponad 1,3 mln baryłek ropy naftowej rocznie. W styczniu br. do gdańskiej rafinerii przetransportowano pierwszy ładunek ponad 100 tys. baryłek ropy naftowej z bałtyckiego złoża B8. Docelowo wydobycie ma tu się kształtować na poziomie ok. 1,8 mln baryłek rocznie. Średnie dzienne wydobycie ze wszystkich złóż w Polsce, na Litwie i w Norwegii wynosi blisko 28,5 tys. baryłek dziennie, co daje około 1,2 mln ton rocznie. Chcemy, by ten wolumen wzrastał.

Także dzięki zakupowi dostępu do kolejnych złóż ropy i gazu ziemnego? Będzie ekspansja?

Wolę studzić emocje związane z tym tematem. O naszych planach poinformujemy w przygotowywanej strategii.

Planujecie zwiększać wydajność przerobu, czemu ma służyć wdrażany w Lotosie projekt EFRA…

Tak, Projekt Efektywnej Rafinacji EFRA to jeden z naszych priorytetów. Inwestujemy w technologie, które pozwolą nam w efekcie na poszerzenie wachlarza surowców możliwych do przeprocesowania w Gdańsku. Budowa kompleksu instalacji pogłębionego przerobu naftowego przełoży się oczywiście na zwiększenie marży rafineryjnej. Myślę, że będzie to około 2 dol. na baryłce. Docelowo będziemy mogli produkować rocznie nawet 900 tys. ton dodatkowych paliw, w szczególności oleju napędowego. To bardzo dobry projekt.

Sytuacja na rynku jest bardzo dynamiczna, co związane jest w dużej mierze z geopolityką. Możemy mieć do czynienia z wojną cenową, niektórzy dostrzegają też symptomy wskazujące, iż silny konflikt polityczny może przybrać formę starcia militarnego. To ciężki czas dla biznesu naftowego.

Lotos jest przygotowany na każdą ewentualność. Będziemy w stanie, oczywiście na naszym odcinku, zapewnić Polsce bezpieczeństwo energetyczne; umowy z dostawcami zawierają zapisy gwarantujące ciągłość dostaw nawet w skrajnie niesprzyjających warunkach politycznych. Jako kraj jesteśmy logistycznie gotowi do przyjęcia odpowiedniej ilości ropy w razie ewentualnych zakłóceń. W tej chwili jednak, co chcę wyraźnie podkreślić, żadnych zakłóceń nie ma, a nasza współpraca z kontrahentami układa się dobrze. Także z partnerami ze Wschodu.

A ceny ropy? Jak pańskim zdaniem będą się one w najbliższej przyszłości kształtować?

Nie ma sensu bawić się w przepowiednie. Kiedy w 2008 r. baryłka ropy kosztowała 140 dol., mówiło się o „peak oil”. Prognozy wskazywały, że cena rychło sięgnie 200 dol. za baryłkę. Tak się oczywiście nie stało. Ceny nawet nie zbliżyły się do tego poziomu, w ostatnim czasie płaciliśmy niewiele ponad 40 dol. za baryłkę. Trendy trzeba śledzić, analitycy muszą budować rzetelne prognozy, ale dla mnie podstawą pozostaje elastyczność i błyskawiczne reagowanie na zmieniające się szybko realia rynkowe.

Kiedy można spodziewać się ogłoszenia nowej strategii Grupy Lotos? Jakie będą jej kluczowe elementy?

O kluczowych elementach właśnie rozmawiamy. Szczegóły zaś przedstawimy niebawem. Jestem przekonany, że będzie to strategia odpowiadająca na wyzwania, jakie stawia przed nami rynek, dokument na miarę narodowego czempiona. Narodowego czempiona, a więc lidera, którego filarami są rachunek biznesowy, aktywne podejście do innowacji i patriotyzm gospodarczy. Chcę, by te filary były z miesiąca na miesiąc i z roku na rok coraz bardziej trwałe.

Rozmawiał: Artur Ceyrowski

 

Zaloguj się, by uzyskać dostęp do unikatowych treści oraz cotygodniowego newslettera z informacjami na temat najnowszego wydania

Zarejestruj się | Zapomniałem hasła