Polska gospodarka w 2023 r.: hamowanie dopiero się zaczyna

opublikowano: 22 grudnia 2022
Polska gospodarka w 2023 r.: hamowanie dopiero się zaczyna lupa lupa
fot. Pixabay

4,5-proc. wzrost PKB Polski w 2022 r. z pozoru nie dawałby podstaw do niepokoju w realiach globalnego spowolnienia. To jednak zasługa impetu z początku roku, gdy za naszą wschodnią granicą jeszcze nie toczyła się wojna, która wywołała kryzysową lawinę. W kolejnych miesiącach było już znacznie gorzej. Najbardziej pesymistyczne dane przyniósł IV kw. Niestety, prognozy na 2023 r. mówią o znacznie poważniejszych tarapatach: ponad 20-procentowej inflacji oraz ujemnych wartościach PKB.

Polska, klasyfikowana przez ekonomistów jako gospodarka wschodząca w grupie z m.in. Węgrami i Czechami, źle znosi niepewność i zawirowania na światowych rynkach. Podobnie zresztą jak nasza narodowa waluta jest podatna na wahania, tracąc na wartości w obliczu geopolitycznych napięć, a tych ostatnio nie brakowało. 

Rok 2022 to m.in.: agresja Rosji na Ukrainę, szok inflacyjny i zagrożenie głębokim kryzysem energetycznym w Europie, niewidziane od dekad tempo podnoszenia stóp procentowych przez banki centralne wywołujące bessę na giełdach oraz głębokie tarapaty chińskiej gospodarki, która była pętana pandemicznymi restrykcjami i zapaścią na rynku nieruchomości. W takim skrajnie niekorzystnym otoczeniu i przy ekstremalnym rozchwianiu rynków finansowych złoty sięgnął dna, z polskiej gospodarki zaś uszła fala rozpędu i optymizmu.

Jest źle. Będzie gorzej

Na pierwszy rzut oka 3,6-proc. (w ujęciu r/r) dynamika PKB wypracowana jeszcze w III kw. 2022 r. w to niezły rezultat. Wartość tego wskaźnika maskuje jednak wyraźną już wówczas słabość konsumpcji i inwestycji. Jeszcze pesymistyczniej wygląda obraz kondycji gospodarki rysowany danymi za IV kw. Blado wypadły odczyty sprzedaży detalicznej czy produkcji przemysłowej, której dynamika r/r zmierza do zera. Wzrost wynagrodzeń coraz wyraźniej nie dotrzymuje kroku dynamice inflacji. 

Zawężanie się dochodu do dyspozycji to zła wróżba dla kondycji budżetów domowych i w konsekwencji ich wydatków konsumpcyjnych. Innymi słowy hamowanie z minionych tygodni to dopiero przedsmak gospodarczych tarapatów.  W I kw. 2023 r. dynamika PKB Polski r/r będzie przybierać wartości ujemne. Konsumpcja w najlepszym wypadku znajdzie się w stagnacji. Dopiero druga połowa roku powinna przynieść stopniową i umiarkowaną poprawę koniunktury. W całym 2023 r. dynamika PKB wyniesie naszym zdaniem mniej niż 0,5 proc., co będzie iść w parze z nieznacznym skurczeniem się niemieckiej gospodarki – prognozuje Bartosz Sawicki, analityk Cinkciarz.pl.

Inni mają już szczyt inflacji za sobą, Polska nie

Rok 2023 będzie w wielu państwach czasem hamowania inflacji. Taka ocena nie budzi większych kontrowersji. Znaki zapytania dotyczą tego, jak uporczywa będzie presja cenowa, jak szybko będzie wygasać i czy w światowej gospodarce kilkuprocentowa dynamika CPI będzie się utrzymywać przez wiele kwartałów. Minięcie szczytu przez inflację nie jest bowiem równoznaczne ze zwycięstwem w walce z presją cenową. Dopiero sprowadzenie dynamiki cen do pułapów zgodnych z celem polityki banków centralnych i pewność, że ścieżka cen znów nie zacznie ostro piąć się do góry – będzie oznaczać sukces.

O ile np. Stany Zjednoczone najprawdopodobniej już uporały się z inflacyjnym szczytem, o tyle w Polsce dynamika CPI najwyższy poziom osiągnie w I kw. 2023 r. Nie można wykluczyć, że będzie to pułap przekraczający 20 proc. r/r. Dopiero później dynamika CPI zacznie się stopniowo obniżać. Znaczną rolę odegra w tym spowolnienie gospodarcze. Wygaszanie inflacji w Polsce będzie zatem procesem długotrwałym, wręcz wieloletnim. Wynika to nie tylko z bardzo wysokiego poziomu dynamiki cen konsumenckich, ale także jej struktury. Nieprzerwanie na wzrostowej ścieżce utrzymuje się w naszym kraju inflacja bazowa, która w listopadzie przyspieszyła z 11,0 do 11,4 proc. r/r, a szczyt ciągle ma przed sobą.

Czarny scenariusz mógłby zakładać, że inflacja w Polsce nie będzie wygasać w przeciwieństwie nie tylko do głównych gospodarek, ale także innych rynków wschodzących. Stąd już tylko krok do pogorszenia fundamentów i destabilizacji makroekonomicznej, obrazowanej także przez negatywne tendencje w bilansie płatniczym czy pogorszenie kondycji finansów publicznych. Takie rynkowe obrazki możemy obserwować w tej chwili na Węgrzech, gdzie inflacja wprost eksplodowała po nieudanych próbach zamrożenia cen paliw. W przypadku Polski nie jest to jednak nasz scenariusz bazowy, a przynajmniej nie na najbliższe miesiące – ocenia analityk Cinkciarz.pl

Obniżki stóp procentowych? Jeszcze nie czas

Rada Polityki Pieniężnej od października 2021 r. już 11 razy podwyższała stopę referencyjną NBP, aż do poziomu 6,75 proc., najwyższego od 20 lat. Chociaż ostatnia podwyżka nastąpiła we wrześniu 2022 r., to cykl zacieśniania oficjalnie nie został jeszcze zakończony, ale jedynie zatrzymany. Między innymi dlatego, że sytuacja rozwija się obecnie zgodnie z zapowiedziami RPP: polska gospodarka hamuje, a począwszy od wiosny inflacja stopniowo powinna w sposób zauważalny wygasać. 

Dopiero w przypadku, gdy stanie się jasne, że taki scenariusz przestaje się ziszczać, władze mogą rozważyć odkurzenie cyklu zacieśniania. Szczególnie istotne będą posiedzenia w marcu i na wiosnę. Okaże się wtedy, czy kolejna projekcja inflacyjna NBP nadal zakłada stopniowe hamowanie wzrostu cen i czy faktycznie po lutowym szczycie presji cenowej dynamika CPI zaczyna wygasać. 

Szacujemy, że RPP już nie zdecyduje się na kolejne podwyżki stóp procentowych w nadchodzących miesiącach. Kontrowersje w przypadku Polski budzi jednak połączenie polityki fiskalnej i pieniężnej. Wydaje się, że nie jest ono dość restrykcyjne, by gwarantować szybkie i trwałe sprowadzenie inflacji z rekordowych pułapów. Zakładamy, że za rok dynamika CPI wciąż przyjmować będzie wartości dwucyfrowe, a dynamika wskaźnika bazowego wyhamuje zaledwie do ok. 8 proc. r/r. W świetle naszych prognoz o powolnym wygasaniu inflacji, także bazowej, nie widzimy przestrzeni do obniżek stóp procentowych pod koniec 2023 r. – określa Bartosz Sawicki.

Złoty: najpierw straci, a po tym zyska?

Tendencja wzrostu wartości złotego ma szansę utrzymać się w 2023 r., ale początkowe miesiące prawdopodobnie przyniosą jej wyhamowanie. Dlaczego? Jesienny trend umocnienia PLN był mocny, ponieważ wygasał strach przed inflacją i podnoszeniem stóp procentowych przez główne banki centralne oraz przed kryzysem energetycznym. Potencjał, by polska waluta z tego tytułu nadal dynamicznie zyskiwała na wartości, może być ograniczony. W nadchodzących kwartałach może dominować aura wyczekiwania na rozwój sytuacji gospodarczej i odpowiedni moment do ponownych inwestycji w przecenione akcje, obligacje i tzw. ryzykowne waluty, do których zalicza się złoty.

– Inwestorzy mają świadomość, że dołek aktywności gospodarczej w Polsce, Europie i na całym świecie ciągle jest przed nami. Tymczasem widmo recesji nie sprzyja napływom kapitału na rynki wschodzące. Dopiero w drugiej części roku, gdy szczyty inflacji bezdyskusyjnie będą już za nami, a światowa gospodarka może zacząć przyspieszać, złoty powinien stać się beneficjentem napływu kapitału na rynki wschodzące. Dopiero wtedy kurs  EUR/PLN może osuwać się w kierunku 4,40 zł, a w optymistycznym scenariuszu wycena dolara może znów spaść poniżej bariery 4 zł – rozważa analityk Cinkciarz.pl.
  
Największą niewiadomą i czynnikiem niemożliwym do rzetelnego odzwierciedlenia w prognozach jest wojna na Ukrainie. Jej zakończenie dałoby impuls do wyraźnego umocnienia polskiej waluty, a epizody eskalacji działań wojennych mogą przypominać inwestorom o potrzebie utrzymywania zwiększonej premii za ryzyko. Swoistym asem w rękawie złotego może być także potencjalne odblokowanie finansowania dla Krajowego Planu Odbudowy i załagodzenie konfliktu z Unią Europejską.

Źródło: materiały prasowe

 

Zaloguj się, by uzyskać dostęp do unikatowych treści oraz cotygodniowego newslettera z informacjami na temat najnowszego wydania

Zarejestruj się | Zapomniałem hasła