RAPORT: UKRAINA. Korupcyjny oligopol

opublikowano: 27 maja 2016
RAPORT: UKRAINA. Korupcyjny oligopol lupa lupa
fot: East News/ Evgeny Kotenko; Po ucieczce prezydenta Wiktora Janukowycza, związanego z grupą doniecką, pokazano ociekające przepychem wnętrza jego willi. Te obrazy stały się symbolem bogactwa oligarchów

Istnienie kasty oligarchów skutecznie blokuje unormowanie stosunków gospodarczych nad Dnieprem, bo grupa kontroluje również scenę polityczną i na systemowe zmiany nie ma co liczyć

Po transformacji ustrojowej na Ukrainie powstały dwie grupy oligarchów – donbaska, skupiającą swoją aktywność wokół przemysłu metalurgicznego oraz grupa dniepropietrowska, koncentrująca się na innych sektorach, m.in. energetycznym. Grupy były obecne wszędzie, regulowały nie tylko życie gospodarcze, ale także polityczne i społeczne. Z Dniepropietrowska wywodzą się: były prezydent Ukrainy Leonid Kuczma, legenda pomarańczowej rewolucji Julia Tymoszenko, czy Pawło Łazarenko, szef kijowskiego rządu w latach 1996-1997. Grupa doniecka z kolei może „pochwalić się” byłym premierem Mykołą Azarowem, Wiktorem Janukowyczem czy Wołodymyrem Bojko. „Stara gwardia” z Donbasu nazywana była czerwonymi dyktatorami, bowiem działalność polityczną zaczynali w czasach komunistycznych.
– W tym starym układzie wszystko działało według bandyckich, ale przewidywalnych zasad – komentuje Cezary Kaźmierczak, prezes Związku Przedsiębiorców i Pracodawców (ZPP). – Grupy rywalizowały o wpływy, ale w ujęciu globalnym, na arenie międzynarodowej, mieli wspólne cele. Uważam, że w tamtych okolicznościach oligarchowie byli czynnikiem stabilizującym sytuację polityczną oraz gwarantującym suwerenność Ukrainy, ponieważ pomimo powiązań z oligarchami rosyjskimi, przedstawiciele grupy donbaskiej i dniepropietrowskiej wiedzieli, że utrata niepodległości będzie równać się dekonstrukcji ich pozycji i interesów – dodaje.
Przykładem działań na rzecz utrzymania suwerenności, ale także ogromnego wpływu oligarchów na życie społeczne, jest udaremniona akcja „rusyfikacji” wschodniej Ukrainy podjęta przez Moskwę w latach 90.
– Pod koniec XX w. Rosjanie zaczęli otwierać konsulaty i rozdawać chętnym rosyjskie paszporty – opowiada Cezary Kaźmierczak. – To spaliło na panewce, ponieważ do gry włączyli się ukraińscy oligarchowie, którzy sfinansowali wielką kampanię mającą na celu odwiedzenie obywateli od przyjmowania rosyjskiego obywatelstwa. Całe miasta obwieszone były plakatami przedstawiającymi Ukraińca z rosyjskim paszportem w ręku z hasłami „Czeczenia czeka” lub „Afganistan czeka” – odtwarza przebieg zdarzeń prezes ZPP.
Ta specyficzna stabilizacja została jednak zachwiana. Wydarzenia mające miejsce po pomarańczowej rewolucji sprawiły, że doszło do przetasowania i teraz inni miliarderzy rozdają karty.
- Podział na klany oligarchiczne jest w dużej mierze umowny. Oligarchowie nie stanowią monolitu – stwierdza Daniel Szeligowski, analityk Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych (PISM). – Dużymi wpływami cieszy się Ihor Kołomojski, właściciel największego banku komercyjnego na Ukrainie, należącego do grupy Prywat. Najbogatszy wciąż jest jednak Rinat Achmetow, majątkiem dystansujący pozostałych oligarchów. W grze pozostaje też Dmytro Firtasz, który za czasów rządów Janukowycza przejął sektor chemiczny. Sam Petro Poroszenko jest również oligarchą – tłumaczy Szeligowski.
Załamanie stabilnego podziału wpływów Doniecka i Dniepropietrowska miało miejsce właśnie po pamiętnym 2004 r. Dokładną historię przytacza Cezary Kaźmierczak.
– Muszę przyznać, że nie przewidziałem, jak łatwo zburzyć taki mafijny układ. Stało się to w dwóch etapach: pierwszy, to kiedy Julia Tymoszenko cofnęła prywatyzację Kryvorizhstalu. Wśród ukraińskich oligarchów panowała zasada, że jeśli już wszedłeś w posiadanie czegoś – najczęściej w wyniku ordynarnej kradzieży – to nikt już się do tego nie dotykał. A Tymoszenko powiedziała: nie, co stanowiło wyłom. Drugim wydarzeniem, które już zupełnie pogrążyło ten układ, była próba stworzenia przez Janukowycza trzeciej grupy wpływów – uważa prezes ZPP.
Prywatyzacja Kryvorizhstalu, giganta obsługującego cały łańcuch wartości w sektorze metalurgicznym, którą wspomina Cezary Kaźmierczak, miała miejsce w 2004 r. W tamtym czasie prezydentem Ukrainy był Leonid Kuczma. Kryvorizhstal został sprzedany konsorcjum składającemu się ze spółek należących do Rinata Achmetowa i Wiktora Pinczuka – zięcia Kuczmy. Transakcja skupiła na sobie wzrok zachodnich obserwatorów, którzy określili ją jako niemieszczący się w żadnych standardach przykład korupcji. Chcąc zaskarbić sobie serca polityków Starej Europy, Wiktor Juszczenko – następca Kuczmy, „namaszczony” przez Julię Tymoszenko – cofnął akwizycję.
Drugim wydarzeniem, które zdaniem prezesa ZPP stanowiło drogę w jedną stronę, było powstanie tzw. Familii, bezpośrednio związane z objęciem przez Wiktora Janukowycza urzędu prezydenta Ukrainy. W trakcie czteroletniej prezydentury tego oligarchy majątek jego syna, Ołeksandra, z szacowanego na 7 mln dol. w 2010 r. wzrósł do 0,5 mld dol. w 2013 r. Tyle z oficjalnych informacji, bowiem istnieją uzasadnione podejrzenia, że do Ołeksandra należą zarejestrowane na Brytyjskich Wyspach Dziewiczych spółki kontrolujące lukratywne podmioty sektora finansowego z Doniecka.

 

Techniki grabieży
Rekordowe, bo niemal stukrotne powielenie majątku, udało się Ołeksandrowi Janukowyczowi m.in. dzięki przeniesieniu wszystkich kont, na które spływają wynagrodzenia pracowników administracji publicznej, do banku kontrolowanego przez pierworodnego byłego prezydenta Ukrainy. Instytucja wygrywała także przetargi na finansowanie należących do państwa spółek. Inny podmiot pozostający w portfelu Ołeksandra, holding MAKO, stał się legendą lukratywnych akwizycji nieruchomości państwowych.
Kolejnym znamiennym przykładem sposobu na zarobek oligarchów znad Dniepru jest ukrócony niedawno proceder wyprowadzania pieniędzy z konglomeratu gazowego Naftohaz.
- Deficyt Naftohazu wynosił nawet 5-6 proc. tamtejszego PKB – opowiada Daniel Szeligowski. – Ta ogromna kwota wynikała z tego, że były różne stawki dla odbiorców indywidualnych i dla przemysłowych. Ten element to był najbardziej jaskrawy przejaw korupcji, dlatego też uwolnienie cen gazu dla gospodarstw domowych było jednym z podstawowych warunków MFW przy negocjowaniu programu stabilizacyjnego – tłumaczy analityk PISM.
Mechanizm był prosty: cena dla odbiorcy końcowego była znacznie niższa niż dla przemysłowego, dlatego skarb państwa subsydiował sprzedaż do sektora detalicznego. Naftohaz, przyjmując od Rosjan dostawę, płacił im zgodnie ze swoją taryfą dla detalu, a resztę dopłacało państwo. Pulę dotowanego gazu lokował na rynku przemysłowym, a różnica lądowała w kieszeni oligarchów. Praktyka była na tyle oczywista, że pierwszym warunkiem Zachodu do ponownego uruchomienia linii kredytowej było zrównanie cen dla odbiorców przemysłowych i detalicznych. To znacznie zmniejszyło prognozowane zyski ukraińskich oligarchów, jednak w tym wypadku nie było wyjścia. Bez wsparcia MFW Ukraina nie miałaby szans związania końca z końcem.
– To jasne, że wdrożenie założeń umowy o wolnym handlu na Ukrainie jest wbrew interesom oligarchów – uważa Daniel Szeligowski. – Wcielenie w życie unijnego prawodawstwa wiąże się z cięciem wydatków, ograniczeniem preferencyjnych kredytów czy subsydiów państwowych, których oni są największymi beneficjentami. Do tego dochodzi demonopolizacja – wdrożenie unijnych dyrektyw oznacza rozbicie monopoli, a spoglądając na ukraiński rynek, to przecież niektórzy oligarchowie kontrolują po 70-80 proc. danego segmentu. Należy się więc spodziewać prób zahamowania wymaganych przez Unię zmian – kwituje.

 

Dał nam przykład Saakaszwili…
Sabotowanie prób unormowania stosunków gospodarczych przez oligarchów jest nieuniknione. Najprostszym wyjściem byłoby rozerwanie chwiejnego układu możnowładców. Pozostaje pytanie, w jaki sposób?
– W praktyce mamy tylko jedno doświadczenie rozprawienia się z oligarchią, czyli doświadczenie gruzińskie z czasów rządów Saakaszwilego – rzuca pomysł Cezary Kaźmierczak.
Gruzińscy oligarchowie przed 2003 r. w rzeczywistości byli zwykłymi bandytami. Gruzini „odziedziczyli” struktury mafijne po latach zależności od Moskwy. Na szachownicy stosunków gospodarczych pionki ustawiali worowie, czyli rosyjscy odpowiednicy ojców chrzestnych mafii włoskiej. Rząd Micheila Saakaszwilego rozprawił się z nimi błyskawicznie. Jak czytamy w sekcji „Przecięcie powiązań między rządem a światem kryminalnym” raportu Banku Światowego „Zwalczanie korupcji w sektorze publicznym. Kronika gruzińskich reform”: „Dla »worów« w zakonie implementacja nowej polityki była dewastująco szybka: zostali wręcz rozgromieni zanim zdołaliby zorganizować opór. W świetle telewizyjnych kamer ciężarówki pełne uzbrojonych po zęby policjantów otaczały miejsca przebywania wysoko postawionych szefów organizacji przestępczych. Nie było półśrodków. Jeśli ktoś stawiał opór, funkcjonariusze na mocy dekretu ministra spraw wewnętrznych z 2005 roku mogli go zastrzelić”.
Brutalna akcja skutecznie rozbiła struktury mafijne. Nie obyło się bez ofiar. Z danych Banku Światowego wynika, że w Gruzji na przestrzeni 2005 r. w operacjach policyjnych zginęło 21 podejrzanych o przynależność do mafii oraz 16 funkcjonariuszy. Jednak ta operacja, wsparta późniejszą implementacją skutecznego prawa antymafijnego, wzorowanego na rozwiązaniach włoskich, przyniosła efekt w postaci całkowitego wyeliminowania bandytyzmu z relacji gospodarczych.

Tragiczny impas
Ostatnie przypadki pokazu siły wpływów oligarchów dają do zrozumienia, że unormowanie stosunków gospodarczych przy jednoczesnym utrzymaniu systemu oligarchicznego jest niemożliwe. Możni stają okoniem na drodze do prywatyzacji przedsiębiorstw państwowych, bowiem najczęściej mają w nich udziały albo swoich ludzi. Tą drogą wypełniają swoje portfele, wykorzystując analogiczne mechanizmy, jak we wspomnianym przykładzie Naftohazu. Daniel Szeligowski wspomina próbę prywatyzacji odeskiego zakładu przyportowego.
- Opór przed prywatyzacją jest zauważalny – ocenia analityk PISM. – Oligarchowie poprzez swoje powiązania są w stanie kontrolować przedsiębiorstwa państwowe i pozyskiwać ogromne pieniądze nawet posiadając jedynie pakiety mniejszościowe. Dlatego blokują wszelkie próby urynkowienia podmiotów państwowych. Osiągają na tym polu sukcesy. Np. Dmytro Firtasz zablokował prywatyzację odeskiego zakładu przyportowego zwracając się do sądu arbitrażowego w Sztokholmie. Ze względu na długi przedsiębiorstwa sąd arbitrażowy wstrzymał transakcje – opowiada ekspert.
Takie wydarzenia wskazują, że bez rozprawienia się z oligarchią Ukrainie ciężko będzie budować dobrobyt. Cezary Kaźmierczak jest zdania, że nie uda się przywrócić dawnej równowagi, a bez niej nie można mówić o jakichkolwiek regułach funkcjonowania możnych. Na filozofii „wszystkie chwyty dozwolone” nie uda się zbudować jakichkolwiek relacji gospodarczych.
– Oligarchowie nadal funkcjonują i nikomu nie zależy na zmianie ich statusu. To doprowadzi do upadku tego państwa. Dopóki oni nie przejdą na europejskie standardy korupcji, czyli powiedzmy 10 proc., a nie 99 proc., to nikt tam nie będzie poważnych pieniędzy inwestował – podsumowuje.
Większym optymistą jest Daniel Szeligowski, który, powołując się na przykład rozprawienia się z korupcyjnymi praktykami w Naftohazie, myśli, że pewne, chociaż ograniczone zmiany są możliwe.
- Konieczne jest wypracowanie reguł, których oligarchowie będą przestrzegali. Pojawiają się pomysły, żeby przymusić ich do uiszczenia jednorazowej opłaty na rzecz Skarbu Państwa lub obłożyć ich majątki specjalnym podatkiem. W mojej opinii trudno będzie przeforsować tego typu rozwiązania, natomiast wprowadzenie pewnych zmian jest możliwe. Przykładem jest walka między Kołomojskim a Poroszenką w sprawie Ukrnafty czy też mianowanie nowego szefa ukraińskich kolei. Czy też modelowy Naftohaz, gdzie nowy prezes tnie deficyt. Zatem pewne zmiany mają miejsce nawet przy aktywności oligarchów – podsumowuje ekspert.
Zwycięski dla Petra Poroszenki spór z Ihorem Kołomojskim toczył się wokół dywidend, jakie miała wypłacić Ukrnafta. Kontrolowana przez Kołomojskiego grupa Privat jest właścicielem 42-proc. pakietu akcji, a kontrolowany przez państwo Naftohaz ma ich 50 proc. Jednak to Kołomojski dotychczas rozdawał karty w Ukrnafcie, skutecznie blokując inspirowane przez rząd w Kijowie zmiany w zarządzie, czy też wypłatę dywidend. Pod koniec 2015 r. Poroszence udało się jednak postawić na swoim i skarb państwa zasiliła dywidenda z Ukrnafty.
- Dlatego jestem przekonany, że wzrost gospodarczy nawet z oligarchami jest możliwy. A to, co na pewno uda się zrobić, a nawet już się w dużej mierze udało, to stabilizacja makroekonomiczna. Obecnie Ukraina jest w stanie wygenerować 1-2 proc. wzrost PKB. Ale cel powinien być o wiele ambitniejszy – wyraża opinię analityk PISM.
Przy obecnym zawłaszczeniu gospodarki przez oligarchów nie powiedzie się Ukrainie odbicie od dna. Rozwiązania znane z Gruzji mogłyby posłużyć za punkt wyjścia przy planowaniu ukrócenia kleptokracji. Mając jednak na względzie zawłaszczenie przez oligarchów nie tylko płaszczyzny gospodarczej, ale także tej politycznej, wszczęcie jakichkolwiek działań wymierzonych w likwidację ich środowiska jest niemożliwe. Zwyczajnie, nikt mający wpływ na legislację, nie wpadnie na taki pomysł. Czyżby Ukrainę czekała stagnacja państwa specyficzna dla regionów upadłych, takich jak niegdyś Gruzja, a obecnie Abchazja czy Południowa Osetia?

 


Autorka: Maria Szurowska

Zapraszamy do lektury czerwcowego wydania "Gazety Bankowej".

 

Zaloguj się, by uzyskać dostęp do unikatowych treści oraz cotygodniowego newslettera z informacjami na temat najnowszego wydania

Zarejestruj się | Zapomniałem hasła