Unijna puszka Pandory

opublikowano: 2 października 2020
Unijna puszka Pandory lupa lupa

Wprowadzenie mechanizmu warunkowości to otwarcie puszki Pandory, za które gospodarki naszego regionu Europy zapłacą wysoką cenę - ocenia Stanisław Koczot, zastępca redaktora naczelnego „Gazety Bankowej”.

Uzależnienie przekazania funduszy unijnych od spełnienia nieostrych kryteriów praworządności jest ryzykowne dla polskiej gospodarki: implementuje do niej zbyt wiele niewiadomych, wprowadza na nasz rynek zewnętrzne, niezależne od nas, ryzyko niepewności, którego nie lubią ani inwestorzy zagraniczni i krajowi, ani agencje ratingowe, banki i krajowa waluta.

Propozycję tzw. mechanizmu warunkowości mającego obowiązywać w budżecie UE na lata 2021-2027, w tym liczącego 750 mld euro Funduszu Odbudowy, przedstawili Niemcy, którzy do końca tego roku sprawują prezydencję w Radzie UE. Mechanizm ma umożliwić zawieszenie wypłaty funduszy unijnych dla tego państwa, które złamie zasady praworządności.

Problem w tym, że nie są to zasady precyzyjne, praktycznie nie istnieje ich definicja w unijnych traktatach. Zasady te dopiero się rodzą, są wykuwane w toku dyskusji i sporów. Siłą rzeczy, mają one często charakter konfrontacyjny, zwłaszcza, gdy dotyczą obszarów, z którymi tradycyjna aksjologia do tej pory się nie zmierzyła.

Dopóki spory dotyczyły ideologii, nie musiało mieć to bezpośredniego przełożenia na gospodarkę. Dopiero próba powiązania świata wartości – w wielu przypadkach definiowanego na nowo – z systemem wsparcia finansowego państw wchodzących w skład Unii, otworzyło pole do niebezpiecznych ingerencji.

Z taką sytuacją mamy do czynienia obecnie, choć na razie trudno określić ją mianem klasycznego ryzyka (risk), gdyż zawiera zbyt dużo niewiadomych. Frank H. Knight, ekonomista, autor jednej z najbardziej znanych definicji ryzyka (pisał o niej w 1921 r. w książce „Risk, Uncertainty and Profit”) określiłby ją raczej mianem „niepewności niewymiernej” (unmeasurable uncertainty), niepewności sensu stricto. Rynki nie bardzo potrafią sobie z nią poradzić, gdyż u jej źródeł tkwią ukryte motywy, często natury psychologicznej, kulturowej czy socjalnej. Istnieje jednak jeszcze ryzyko mierzalne (measurable risk), dobrze znane w biznesie, w ekonomii, w świecie instrumentów finansowych. Z takim ryzykiem gospodarka radzi sobie dość dobrze, potrafi je wycenić, choć nigdy nie zapomina o tym, że towarzyszymy mu spory ładunek niepewności (który daje się jednak zmonetyzować w postaci marży czy stopy zwrotu).

Wprowadzenie kryterium praworządności stawia przed gospodarką kilka kluczowych pytań. Co z wielkimi inwestycjami publicznymi, które w okresie pandemii stają się siłą rzeczy głównymi motorami napędowymi gospodarki? Co się stanie z naszymi projektami energetycznymi, infrastrukturalnymi, z inwestycjami samorządów, jeżeli Komisja zawiesi ich współfinansowanie?

Groźba zagłodzenia ("aushungern") finansowego, którego w rozmowie z portalem radia "Deutschland Funk" użyła Katarina Barley, wiceprzewodnicząca Parlamentu Europejskiego, posiada w tym kontekście realne i bardzo niebezpieczne znaczenie. Biorąc pod uwagę zaszłości historyczne, jego wydźwięk jest wręcz złowrogi. Wprawdzie w czwartek wieczorem redakcja portalu poinformowała, że w pierwszej wersji wyolbrzymiła oświadczenie Barley, która miała w rzeczywistości mówić o Węgrzech, a nie o Polsce, jednak sam fakt użycia takiego sformułowania przez niemiecką polityk, niezależnie od tego, jakiej nacji bezpośrednio dotyczy, budzi najgorsze skojarzenia.

Całkiem możliwe, że rynek już zaczął dostrzegać problem, jaki może pojawić się w związku z rozwiązaniami zaproponowanymi przez niemiecką prezydencję. Podejrzane, gwałtowne osłabienie złotego w poniedziałek 28 września było interpretowane przez niektórych jako wyraz zapowiedzi wprowadzenia mechanizmu warunkowości w rozdziale funduszy unijnych. To, że nasza waluta wróciła do wcześniejszych notowań, może świadczyć o tym, że rynek jeszcze nie bardzo wie, co z tym fantem zrobić, jak wycenić ryzyko, którego na razie za bardzo wycenić się nie da. Czy inwestorzy przyjmą punkt widzenia Marka Belki, europosła SLD, byłego szefa NBP, który w wywiadzie dla Interii powiedział, że „polski rząd ostatecznie ugnie się przed żądaniami Unii”.

Zobaczymy, czy tak się stanie, zwłaszcza, że premier Mateusz Morawiecki oświadczył, że „będziemy na pewno na ten temat jeszcze wiele miesięcy dyskutować”. Zabrzmiało to trochę tak, jak zapowiedź zablokowania unijnego budżetu, który powinien być przyjęty do końca tego roku. W takiej sytuacji obecny budżet przeszedłby na 2021 r., a Funduszu Odbudowy, na którym bardzo zależy krajom Południa, nie mógłby zostać uchwalony.

Można założyć, że przyjęcie mechanizmu warunkowości skończyłoby się tym, czym musi się skończyć, czyli pełną zgodą na warunki, jakie stawia Polsce Komisja Europejska. Wszelkie „wentyle bezpieczeństwa”, jakie pojawiają się w niemieckiej propozycji, zapisy o tym, że procedura nakładania sankcji na kraj powinna być „obiektywna, niedyskryminacyjna i równo traktować państwa członkowskie”, nie mają większego znaczenia. Zapisy traktatowe są regularnie pomijane, gdyż – jak pisze Warsaw Enterprise Institute w raporcie „Europa grubymi nićmi szyta” – obecnie mamy do czynienia z „bezprecedensowym przekazaniem nowych kompetencji organom unijnym za pomocą wybiegów techniczno-prawnych z pominięciem mechanizmów demokratycznych”.

Co się stanie z naszą walutą, gdyby ten mechanizm został uchwalony? Można sobie wyobrazić, jak dramatycznie by wyglądał na naszym rynku 3-miesięczny okres odwoławczy, który pojawia się w niemieckiej propozycji, w którym kraj oskarżony o łamanie praworządności może zwrócić do szefa Rady Europejskiej o zwołanie szczytu unijnego i przedyskutowanie tej kwestii w gronie szefów państw. Decyzje na szczycie podejmowane są jednomyślnie, jednak z projektu prezydencji niemieckiej nie wynika, że tak będzie w tym przypadku. Gwałtowne osłabienie złotego mamy jak w banku… Czy będziemy w stanie obronić polską walutę? Ile będą kosztowały nasze obligacje i obsługa naszego długu? Co z długiem wewnętrznym Polaków? Obniżenia ratingów naszej gospodarki wydaje się w takiej sytuacji pewne.

Koszty mechanizmu warunkowości mogą być dla gospodarki katastrofalne. Pytanie, czy raz uruchomiony system nie będzie nabierał rozpędu i w jego polu widzenia nie znajdą się interesy największych europejskich gospodarek: na przykład dokończenie Nord Stream 2, który już teraz jest interpretowany przez Petera Altmaiera, ministra gospodarki Niemiec, jako narzędzie zapewniające bezpieczeństwo UE – oczywiście jej zachodniej części. Wprowadzenie jednolitych podatków czy jednej unijnej minimalnej pensji też stanie się o wiele prostsze.

Wprowadzenie mechanizmu warunkowości to otwarcie puszki Pandory, za które gospodarki naszego regionu Europy zapłacą wysoką cenę.


Stanisław Koczot, zastępca redaktora naczelnego „Gazety Bankowej”

 

Komentarze (0)
Dodająć komentarz, akceptujesz regulamin forum.
dodaj komentarz
 
 

obecnie brak komentarzy, zapraszamy do komentowania.

 

Zaloguj się, by uzyskać dostęp do unikatowych treści oraz cotygodniowego newslettera z informacjami na temat najnowszego wydania

Zarejestruj się | Zapomniałem hasła