„wSieci Historii”: Pamiętny 11 czerwca 1999 r.

opublikowano: 25 maja 2019
„wSieci Historii”: Pamiętny 11 czerwca 1999 r. lupa lupa

Czerwcowy numer miesięcznika „wSieci Historii” przypomina ważne, rocznicowe daty związane z św. Janem Pawłem II.

W tym roku przypada 40 lat od pierwszej pielgrzymka Papieża Polaka do kraju i słowa otuchy wypowiedziane na pl. Zwycięstwa 2 czerwca 1979 r. oraz 20 lat od Jego wizyty w polskim parlamencie 11 czerwca 1999 r., po której został czytelny i aktualny drogowskaz: – Nową jedność Europy, jeżeli chcemy, by była ona trwała, winniśmy budować na tych duchowych wartościach, które ją kiedyś ukształtowały, z uwzględnieniem bogactwa i różnorodności kultur i tradycji poszczególnych narodów. Ma to być bowiem wielka europejska Wspólnota Ducha – mówił do parlamentarzystów św. Jan Paweł II.

Pontyfikat Jana Pawła II napełniał serca Polaków uczuciami dumy i wzruszenia. Dodawał sił do walki z trudną rzeczywistością. Zbiegł się w czasie z przełomowymi politycznymi wydarzeniami w Polsce i na świecie i do dziś budzi wiele emocji. Papież Polak był pierwszym w Stolicy Apostolskiej, którego można było nazwać pielgrzymem. Był także pierwszy papieżem, który przemawiał w parlamencie, o czym pisze Grzegorz Polak w artykule „»Ale nam się wydarzyło!« 20. rocznica wizyty Jana Pawła II w parlamencie RP”. Autor zauważa, że od tamtego wydarzenia minęły już dwie dekady lat, ale słowa św. Jana Pawła II wciąż nie tracą na aktualności i nieustannie są ważną wskazówką dla rządzących.

W przemówieniu papieskim, choć przebijała duma z osiągnięć Polaków, trudno było doszukać się tonu triumfalizmu. Nie było też „dobijania” przegranych, którzy utrudniali Polakom realizację wolnościowych aspiracji marzeń. Zamiast tego Jan Paweł II przestrzegał polityków przed zagrożeniami, na które są narażeni także w warunkach demokracji. Jednym z ważniejszych jest pokusa wykorzystania władzy politycznej do partykularnych interesów: „Kiedy natomiast prawa człowieka są lekceważone lub deptane i gdy wbrew zasadom sprawiedliwości interesy partykularne stawia się wyżej niż dobro wspólne, wówczas zasiane zostaje ziarno nieuchronnej destabilizacji, buntu i przemocy”. Za poważne zagrożenie uznał też nierespektowanie systemu wartości, odcięcie się od obiektywnej prawdy, na której można pewnie budować struktury państwowe. Jeśli bowiem „nie istnieje żadna ostateczna prawda, będąca przewodnikiem dla działalności politycznej i nadająca jej kierunek, łatwo o instrumentalizację idei i przekonań dla celów, jakie stawia sobie władza. Historia uczy, że demokracja bez wartości łatwo się przemienia w jawny lub zakamuflowany totalitaryzm” – cytuje przestrogę Papieża publicysta „wSieci Historii” Grzegorz Polak.

W artykule „Ciekawy rok 1989” Grzegorz Majchrzak opisuje burzliwy okres transformacji w 1989 roku. W Polsce zmiany rozpoczęły się od obrad Okrągłego Stołu. Ich efektem były m.in. częściowo wolne (w 35% proc.) wybory do Sejmu oraz całkowicie wolne do Senatu, a także zgoda na utworzenie urzędu Prezydenta z bardzo szerokimi uprawnieniami. Peerelowskie władze zgodziły się w zamian na legalizację „Solidarności”, a także na jej obecność w mediach. W wyniku tych ustaleń reaktywowano „Tygodnik Solidarność” oraz powstała „Gazeta Wyborcza”, czyli wtedy jedyny ogólnopolski dziennik opozycji demokratycznej.

W Polsce nie brakowało przeciwników jakiegokolwiek dogadania się z czerwonymi. Należała do nich m.in. Solidarność Walcząca. 25 lutego 1989 r. zorganizowano Kongres Opozycji Antyustrojowej, który zresztą zakończył się interwencją Służby Bezpieczeństwa i zatrzymaniem 120 osób. Komunistyczne władze nie zgodziły się również na relegalizację Niezależnego Zrzeszenia Studentów. Represjom poddano manifestujących studentów, których zaatakowało ZOMO. Ostatecznie NZS został zalegalizowany 22 września.

W kwietniu 1989 roku wyłoniono kandydatów na posłów i senatorów Komitetu Obywatelskiego „Solidarność”. Nie zawsze zresztą odbywało się to w sposób demokratyczny. Ich znakiem firmowym stało się zdjęcie z Wałęsą – specjalne sesje zdjęciowe zorganizowano dwukrotnie, najpierw w Gdańsku, potem w Warszawie. W specjalnym programie telewizyjnym Janusz Onyszkiewicz pokazywał, jak rozpoznać kandydatów „Solidarności” po plakacie. Grzegorz Majchrzak podkreślił duży wkład pracy dziesiątek tysięcy opozycyjnych wolontariuszy podczas wyborów. Z kolei część radykalnej opozycji wezwała do bojkotu wyborów w dniu 4 czerwca 1989 r., jako nie w pełni demokratycznych. Ostatecznie kandydaci Komitetu Obywatelskiego „Solidarność” zdobyli 161 mandatów, czyli wszystkie, o które mogli powalczyć, oraz 99 na 100 mandatów senatorskich.

W najnowszym numerze miesięcznika „wSieci Historii” z Niklasem Frankiem, niemieckim dziennikarzem, synem nazistowskiego zbrodniarza Hansa Franka, rozmawia Wojciech Osiński („Mój ojciec był diabłem”). Hans Frank jest jednym z największych zbrodniarzy nazistowskich II wojny światowej. W latach 1939-1945 sprawował funkcję generalnego gubernatora okupowanych ziem polskich, a sam nazwał siebie „królem Polski”. W materiale czytamy m.in., że choć dzieci zbrodniarzy wojennych nie są odpowiedzialne za ich czyny, nierzadko mierząc się z przeszłością ich bliskich, płacą za to ogromną cenę. „Monika Göth, córka Amona Götha, o zbrodniach swojego ojca dowiedziała się dopiero z filmu »Lista Schindlera«. Przeszła załamanie nerwowe i wylądowała w psychiatryku” – podkreśla Wojciech Osiński. Dla rodziny Niklasa Franka także jest to bolesne doświadczenie:

Otóż moja matka opowiadała mi, jak to raz jechała z moim tatą samochodem i jego szofer niechcący potrącił dwóch Polaków. Mama chciała się zatrzymać i udzielić im pomocy, ale ojciec kazał mu jechać dalej, spokojnie zaciągając się swoim cygarem. I z takimi wspomnieniami zmagam się już całe życie. Jeszcze dziś oglądam wywiady, w których starsze osoby opłakują swoich krewnych, zamordowanych przez mojego tatę. Jednak dopiero po wojnie potrafiłem pojąć, co tak naprawdę uczynił. Dopiero gdy zaczęły się w gazetach pojawiać zdjęcia wozów, na których piętrzyły się zwłoki Polaków. Kiedy na początku lat 80. zbierałem w Krakowie materiały o Oskarze Schindlerze dla tygodnika „Stern”, przekonałem się już na dobre, że mój ojciec był po prostu diabłem. Z historią rodziny Frank borykają się także nasze dzieci. Moja córka, zapytana niegdyś, czy jest spokrewniona z żydowską dziewczynką Anne Frank, musiała wyznać, że to nieporozumienie, bo jest wnuczką jej mordercy – mówi Niklas Frank.

W artykule „Przypadkowy monarcha” Zbigniew Hundert omawia okoliczności wybrania w 1669 r. przez szlachtę na wolnej elekcji Michała Korybuta Wiśniowieckiego na króla Polski. Przypomina również procedurę wyboru monarchy obowiązującą w tamtym czasie: Wybór władców miał się dokonywać poprzez elekcję viritim, tzn. każdy obywatel (czyli przedstawiciel stanu szlacheckiego) miał prawo przybyć na pole elekcyjne pod Warszawą i dać swój głos na kandydata do tronu.

Hundert opisuje sytuację po abdykacji Jana Kazimierza, który nie doczekał się potomstwa: W 1667 r. zmarła królowa, a zniechęcony wizją dalszego panowania Jan Kazimierz postanowił abdykować, co też uczynił we wrześniu 1668 r. Nadchodziło zatem trudne bezkrólewie: nie było kolejnego Wazy, a prym w kraju wiodło znienawidzone przez szlachtę stronnictwo francuskie (uformowane uprzednio przez królową).

Autor zwraca uwagę na postanowienia szlachty: W obliczu braku jasno sprecyzowanej kandydatury społeczeństwo szlacheckie zaczynało rozważać rodzimego elekta. Kandydatura »piastowska«, czyli kogoś z Rzeczypospolitej, miała już długą tradycję, ale zawsze pozostawała tylko instrumentem w bieżącej grze politycznej lub po prostu zwykłą ideą. Tym razem szlachta rozczarowana polityką Jana Kazimierza coraz bardziej skłonna była ją przyjąć. Przede wszystkim dlatego, że była podejrzliwa wobec cudzoziemców oraz własnych elit, które dla korzyści działały często w interesie obcych dworów. Hundert wskazuje również na najpoważniejsze kandydatury wyklarowane podczas bezkrólewia: francuskiego księcia Kondeusza, palatyna reńskiego Filipa Wilhelma Neuburga oraz Karola Lotaryńskiego. Pierwszym dwóm sprzyjały siły polityczne, które stanowiły wcześniej zaplecze polityczne Jana Kazimierza […]. Lotaryńczyka zaś promowali zwolennicy Habsburgów i zaciekli wrogowie wpływów francuskich. Padła również kandydatura cara moskiewskiego Aleksego Michajłowicza […].

Grzegorz Majchrzak w artykule „Wyścig (nie)pokoju 1969” analizuje wielkie wydarzenie sportowe, które naznaczone było piętnem sowieckiej interwencji wojskowej. Pół wieku temu wyścig pokoju odbywał się w cieniu poprzedzającej go kilka miesięcy inwazji wojsk Układu Warszawskiego na Czechosłowację. Nie pozostała ona bez wpływu ani na jego przebieg, ani też na jego trasę – zauważa autor materiału.

W organizowanie największej i najbardziej prestiżowej imprezy cyklicznej zaangażowane były aż trzy duże państwa socjalistyczne: Polska, Czechosłowacka Republika Socjalistyczna oraz Niemiecka Republika Demokratyczna. Pod koniec listopada 1968 roku, czechosłowacka sekcja kolarska postanowiła nie brać udziału w imprezie. Byli przeciwni, aby trasa przebiegała przez ich kraj, a nawet żeby – w tej sytuacji – uczestniczyła w nim reprezentacja Czechosłowacji. Ich postawa miała wynikać z niemożności sprawnego zorganizowania tej imprezy, w sytuacji kiedy „wszystkie miasta etapowe, uprzednio wytypowane, zdecydowanie odmówiły współpracy”. Dodatkowo działacze obawiali się demonstracji. Wydarzenia z lata 1968 roku, w rozmowach z Polakami nazywali interwencją i okupacją.

Więcej w czerwcowym numerze miesięcznika „wSieci Historii”, już dostępnym w sprzedaży, również w formie e-wydania na stronie internetowej http://www.wsieciprawdy.pl/e-wydanie-sieci-historii.html.

Zapraszamy też do subskrypcji miesięcznika w Sieci Przyjaciół – www.siecprzyjaciol.pl oraz oglądania audycji telewizji wPolsce.pl.

 

Zaloguj się, by uzyskać dostęp do unikatowych treści oraz cotygodniowego newslettera z informacjami na temat najnowszego wydania

Zarejestruj się | Zapomniałem hasła